Zakaz palenia w restauracjach uratował życie tysiącom ludzi Zakaz palenia w lokalach gastronomicznych ratuje życie, zapobiega chorobom układu krążenia i pozwala zaoszczędzić miliony euro. Wykazały to największe na świecie badania przeprowadzone w Niemczech na zlecenie kasy chorych DAK. Na czele zespołu badawczego stali James Sargent z Dartmouth Medical School w Lebanon, w amerykańskim stanie New Hampshire, i Reiner Hanewinkel z Instytutu Badań Terapii i Zdrowia w Kilonii. Wyniki opublikowali na łamach magazynu „Clinical Research in Cardiology”. Naukowcy przeanalizowali dane 3,7 mln ubezpieczonych w DAK z lat 2004-2008. Przeciętny wiek ubezpieczonych wynosił 56 lat. 1,1% tych osób było leczonych w szpitalach na zawał serca, 2,2% z powodu dławicy piersiowej (angina pectoris), jednej z postaci choroby niedokrwiennej serca, która może doprowadzić do zawału. Bawarczyk bez papierosa Przez pierwsze cztery lata liczba zawałów i przypadków dławicy piersiowej była stabilna. Sytuacja się zmieniła, gdy niemieckie kraje związkowe wprowadziły zakaz palenia w lokalach gastronomicznych. W 2007 r. zrobiły to Badenia-Wirtembergia, Hesja, Dolna Saksonia i Meklemburgia-Pomorze Przednie. W następnym roku ich śladem poszły inne landy. Przepisy są różne, przeważnie lokale musiały urządzić osobne pomieszczenia dla palaczy. W niektórych krajach związkowych można palić w namiotach piwnych lub w małych barach, mających tylko jedno pomieszczenie, w których nie podaje się ciepłych dań. Najostrzejsze ustawodawstwo wprowadziła Bawaria, tradycyjnie uważana za kraj palaczy i piwoszy. W referendum jej obywatele opowiedzieli się za całkowitym zakazem palenia. Od 2010 r. nie wolno palić nawet podczas Oktoberfest. Ci, którzy w bawarskim namiocie sięgnęli wtedy po papierosa, nie zostali obsłużeni, niewielu zresztą próbowało. Z badania wynika, że w czasie zaledwie roku po wprowadzeniu zakazu palenia liczba zawałów serca spadła o 8,6%, przypadków dławicy zaś aż o 13%. Jak uszkodzenie ciała DAK wydała o ponad 20% mniej na leczenie zawałów i 9,6% mniej na terapię dławicy piersiowej. W skali kraju oznacza to o 37,5 tys. mniej przypadków leczenia szpitalnego i oszczędność 150 mln euro – jeden zawał serca to spadek produktywności i straty dla gospodarki w wysokości 20 tys. euro. Helmut Gohlke z Niemieckiej Fundacji Serca wskazuje dobroczynne skutki zakazu palenia. Większość ubezpieczonych branych pod uwagę w badaniu stanowiły kobiety, z natury odporniejsze na choroby układu krążenia. Gdyby zachowano równowagę płci, okazałoby się, że liczba przypadków leczenia stacjonarnego jeszcze spadła. Ponadto badania uwzględniły tylko choroby układu krążenia. Bez wątpienia usunięcie dymu z lokali gastronomicznych przyczyniło się do spadku zachorowań na dolegliwości układu oddechowego i nowotwory. „Na 3-4 mln wypalonych papierosów przypada jedno zachorowanie na raka płuc. W Niemczech wykrywa się ich ok. 31 tys. rocznie. 80% jest następstwem nałogu nikotynowego”, twierdzi Gohlke. Według szacunków, w RFN palenie powoduje od 110 do 140 tys. zgonów rocznie. 3,3 tys. umiera w wyniku palenia biernego. „Ludzie, którzy palą papierosy i zatruwają w ten sposób innych, nie tylko ich dręczą, lecz także dopuszczają się uszkodzenia ciała”, mówi dr Gohlke. Niemieckie ustawy dotyczące palenia w lokalach są względnie liberalne (z wyjątkiem Bawarii). Badania przeprowadzone w krajach, gdzie takie regulacje są surowsze, świadczą, że zakaz palenia w lokalach może zmniejszyć liczbę zawałów nawet o 17%. Niemieccy urzędnicy domagają się wprowadzenia podobnych przepisów w innych landach. Tym bardziej że nie sprawdziły się czarne scenariusze przeciwników zakazu. Restauratorzy i hotelarze pozbawieni palących klientów mieli stracić 30% dochodów i masowo bankrutować. Tymczasem w Bawarii zyski lokali gastronomicznych nawet wzrosły. Niektórzy przepowiadali, że palacze będą kopcić więcej we własnym domu, zatruwając najbliższych. A jednak nie – zakazy palenia w miejscach publicznych wpłynęły na zachowanie w domu. W Niemczech liczba palaczy, którzy nie sięgają po papierosa we własnych czterech ścianach, wzrosła z 28% do 38%. Podobnie dzieje się w Szkocji, Irlandii i Nowej Zelandii. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Marek Karolkiewicz