Lot do Izraela o późnonocnej godzinie, więc nawet nie myślałem, by się kłaść spać. Potem nową szybką kolejką do centrum Jerozolimy. I taksówką do Karoliny. Taksówkarz dubluje cenę, o czym dowiadujemy się potem. Po raz drugi coś takiego zdarza mi się w Jerozolimie. Nie rozumiał nic po angielsku, więc na pewno Arab. Nieprzyjemne uczucie bycia oszukanym, bliskie zatruciu pokarmowemu. Złość najpierw na Izrael, a potem – rzecz jasna – na Arabów. Wszyscy miejscowi mówią, jak w Izraelu jest teraz obrzydliwie. Lewicy prawie nie ma, jak u nas. Jest mocne centrum, jak u nas, i jest obszerna prawica, jak u nas okropna, ale tu o wiele bardziej skomplikowana. To głównie ortodoksi, ludzie z innej planety, jest ich 1,5 mln; pomyśleć – 1,5 mln ojców dyrektorów, na dodatek z pejsami i w czarnych chałatach. Jest też prawica religijna, mniej ortodoksyjna, ale także okropna. Są Żydzi z Rosji, niereligijni, ale prawicowi. I jest partia osadników, to ci uzbrojeni, którzy nielegalnie budują osiedla na spornych ziemiach okupowanych. Te ziemie, i dalsze, uznają za ofiarowane im przez Boga 5 tys. lat temu, więc trzeba je odzyskać. Religijni wierzą, że Mesjasz wkrótce ich osobiście nawiedzi. A na razie dniami i nocami studiują święte księgi. Osadników liberalni nazywają faszystami. I jest stary, ale żywy podział na Żydów aszkenazyjskich, z Europy, i sefardyjskich, afrykańsko-azjatyckich, nazywanych potocznie wschodnimi. Mają ciemniejszą karnację i są zwykle mniej wykształceni, uważają, że byli i są dyskryminowani. Karolina mówi słowa, które mnie poruszają: „Zrobiło się tu tak obrzydliwie, że gdybyśmy wiedzieli, że tak tu będzie, nie przyjechalibyśmy do ziemi obiecanej”. Miała 15 lat, gdy w 1950 r., cudem ocalona, przybyła tu z Polski. Jej rodzina to teraz cała masa wnuków i prawnuków, jedna z wnuczek ma 25 lat i już jest kapitanką izraelskiego wojska. Dwie inne wnuczki to prawniczka i informatyczka. Jest również Icchak, pamiętam go jako małego, delikatnego chłopczyka, a był w elitarnym oddziale do zadań specjalnych poza granicami Izraela, teraz studiuje w Budapeszcie medycynę. To tylko mała część potomków Karoliny, więc trudno powiedzieć, że nie jest tu zakorzeniona. Tym bardziej bolesne jest takie wyznanie. Karolina ma 88 lat, nadal gra zawodowo w brydża, w domu pełno pucharów za wygrane turnieje, chodzi na kurs tańca, a teraz właśnie jedzie do szpitala Hadassa, gdzie od lat wózkiem rozwozi chorym dzieciom książki ze szpitalnej biblioteki. Mówi, że ma coraz mniej pracy, dzieci żydowskie już nie czytają książek, a kiedyś bardzo dużo czytały. Teraz jest telewizja i gry, za to czytają dzieci arabskie, których sporo w szpitalu. W 35-stopniowy upał piechotą do starego miasta. Krążyliśmy po wielkim bazarze, bazylika Grobu Pańskiego częściowo w remoncie. Na Ścianę Płaczu już nie mieliśmy siły. Popłaczemy tam w inny dzień. Tel Awiw – rozmnożyły się wieżowce, Warszawa odpada, nie poznaję miejsc, które tak dobrze znałem. I wszędzie buduje się nowe wieże. Spotkanie z Łukaszem, mieszka tu od 10 lat, początkujący reżyser z Polski, znalazł sobie żydowskiego dziadka i tym się przejął. Zrobił świetny film dokumentalny, pisałem o tym niedawno. I znowu rozmowy, jak okropnie jest w Polsce i jak strasznie w Izraelu. Kelnerka, młoda dziewczyna, gdy dowiedziała się, skąd jesteśmy, pyta mnie, czy chora demokracja w Polsce nie przekłada się na sytuację ekonomiczną, potem pyta, czy nie boję się, że wyrzucą nas z Unii. Odpowiadam, że boję się. Dziewczyna w trwodze, co będzie z Izraelem, też chodzi na manifestacje, które tu mają ogromną skalę. Potem jedziemy na plażę – piękna, piaszczysta i chociaż to obrzeże wielkiego miasta, nie tak tłoczna jak choćby w małych Dębkach. Las wysokich hoteli nad brzegiem, morze jak ciepła, słona zupa, ale rozkoszna, odmładzająca kąpiel. Malutki, przytulny McDonald’s, dzieci nareszcie szczęśliwe. Straszny ból głowy z biletami. Są elektroniczne, doładowuje się je, ale nie ma gdzie tego zrobić. Jedziemy na gapę. Zaczepiamy młodego chłopaka, świetnie mówi po angielsku, ale równie dobrze po rosyjsku. Jego rodzice przyjechali tu z Ukrainy. Proponuje, że doładuje nasze bilety ze swojej komórki. Nawet nie pyta, czy mamy gotówkę, by mu oddać. Niewiarygodne. Nie mamy dokładnej sumy, macha ręką na kilkanaście szekli. Skąd się biorą tacy ludzie? Gładka podróż do Jerozolimy już nie na gapę jak w Tel Awiwie. Spacer pod górę do domu.