Ukraińcy zabijali Polaków siekierami, widłami, nie unikając przy tym tortur W tym roku okrągłej 60. rocznicy mordu Polaków na Wołyniu poświęca się szczególną uwagę. Obchody organizowane są w porozumieniu ze stroną ukraińską. Stronie polskiej zależy jednak przede wszystkim na oddaniu hołdu pomordowanym, przypomnieniu ich ofiary. Jest to okazja do przywrócenia pamięci wypadkom przez wiele lat przemilczanym, przeinaczanym, pomniejszanym, gdy bardziej kierowano się względami „poprawności politycznej”, a mniej potrzebą ujawnienia prawdy, zapominając, że prędzej czy później upomni się ona o swoje prawa. Wołyń 1943 r. Kraj w trzecim roku hitlerowskiej okupacji, zniszczony i ograbiony. Kraj o przygniatającej przewadze ludności ukraińskiej, uwidaczniającej się, tym bardziej iż Żydzi już padli w większości ofiarą holokaustu, zaś ludność polska na skutek deportacji sowieckich została zredukowana o połowę (z ponad 300 tys. do ok. 170 tys.). Wśród ukraińskiego morza rozrzuceni Polacy. Nieliczni, stanowiący kilka procent ludności. W większości chłopi od pokoleń zamieszkujący tę ziemię, zgodnie na ogół współżyjąc ze swymi ukraińskimi sąsiadami. Napięcia i ogólne zatargi polsko-ukraińskie nie odbijały się bezpośrednio na wsi wołyńskiej. Zaprzątnięci kłopotami życia codziennego pod okupacją Polacy zachowywali się biernie, dokładając wszelkich starań, ażeby doczekać do końca przedłużającej się wojny. Jednak od schyłku 1942 r. można było zaobserwować mnożące się niepokojące symptomy. Wśród ludności ukraińskiej prowadzona była coraz intensywniejsza propaganda wzywająca do rozprawienia się z Lachami, przepędzenia ich z wołyńskiej ziemi. Towarzyszyły temu nasilające się wrogie wystąpienia, zdarzały się pojedyncze mordy. Łatwo można było dostrzec, że akcja jest odgórnie organizowana i sterowana. Ośrodkiem kierowniczym były środowiska skupione wokół Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i powstającego właśnie jej zbrojnego ramienia – Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Światopogląd OUN był zdominowany przez apoteozę nacjonalizmu i walki, która dla swego urzeczywistnienia potrzebowała wroga. W tym czasie jako wróg nr 1 określany był rosyjski bolszewizm, jako wróg nr 2 – Polacy, a dopiero następnie nie jako wróg, lecz tylko przeciwnik, hitlerowskie Niemcy. Ale w praktycznym działaniu nastąpiło znamienne przesunięcie – wróg nr 2 – Polacy – zajął pierwsze miejsce, a Związek Radziecki pozostał w tyle. Z czego to wynikło? Odpowiedź nie jest trudna. Polacy byli tuż pod bokiem, byli słabi i rozproszeni. Mogli stanowić łatwy i dogodny cel ataku, zaspokojenia ukraińskiej żądzy władzy i walki. Dlaczego właśnie wówczas, na przełomie lat 1942 i 1943, takie dążenia wśród Ukraińców wzięły górę? Wybór momentu nie był przypadkowy. W tym czasie w przebiegu wojny zaznaczył się przełom. Po przegranej Niemców w Północnej Afryce, po porażce pod Stalingradem stawało się jasne, iż klęska III Rzeszy jest tylko kwestią czasu. I kierownictwo OUN zechciało się na taką ewentualność przygotować. Zamierzało wyeliminować Polaków z Wołynia i stworzyć fakty dokonane wobec zmieniającej się sytuacji. Jednocześnie chciano dać upust nienawiści do Polaków i wykazać się aktywnością. Natomiast dalszych konsekwencji podjętych decyzji, nieuchronności rozliczenia się po wojnie z popełnionych zbrodni nie brano pod uwagę. Liczyły się doraźna chwila i równie doraźne korzyści. Kierownictwo polskiego podziemia zdawało sobie sprawę z narastającego zagrożenia. W raporcie Komendy AK Obszaru Lwów z 22 listopada 1942 r. mogliśmy przeczytać, że „Idea walki o Ukrainę ucieleśnia się w OUN, której przewodzą, banderowcy (…). Walka uzmysłowi Ukraińcom ich narodową odrębność, roznieci ich uczucia patriotyczne”. Tego, co dostrzegano już we Lwowie, nie widziano na wołyńskiej wsi. Napady, które nastąpiły, były straszliwym zaskoczeniem. Dosięgły bezbronnych, nieprzygotowanych. Najwcześniej – 9 lutego 1942 r. – dokonano napadu na kolonię Parośla w powiecie sarneńskim. Podszywając się pod partyzantów radzieckich, napastnicy wymordowali całą ludność wioski – około 150 osób. Masowe mordy nasiliły się w marcu. Raz po raz napadano na wioski w powiatach kostopolskim, sarneńskim i łuckim. Niewiele pomagały wobec zmasowanych ataków próby organizowania się, tworzenia samoobrony. Kwiecień 1943 r. przyniósł dalszą eskalację napadów. Łuny pożarów niemal codziennie rozświetlały niebo. Tylko w Wielkim Tygodniu było w powiecie krzemienieckim dziewięć
Tagi:
Piotr Łossowski