Nie wypada dobrze mówić o Millerze

Nie wypada dobrze mówić o Millerze

Będą chcieli mnie zabić politycznie. Będę miał komisje śledcze, pięć prokuratur. Ale kiedy przestanę być premierem, będę mógł powiedzieć więcej Leszek Miller, premier RP – W ostatnich dniach bardzo pan się zmienił. Jest pan swobodniejszy, bardziej pewny siebie. Dymisja sprawiła panu ulgę? – Został rozstrzygnięty zasadniczy dylemat dotyczący sprawowania urzędu. To już nie spędza mi snu z powiek. – Pełnienie funkcji spędzało sen z oczu? – Sen z oczu spędzało pytanie, co powinienem uczynić w sytuacji, w której coraz trudniej było sprawować ten urząd. Zarówno z wnętrza SLD, jak i z zewnątrz otrzymywałem narastające sygnały, że albo powinienem podać się do dymisji, albo zdecydować się na jakiś inny wariant. To był problem, z którym kładłem się spać i wstawałem. – Kiedy zaczęły się pojawiać naciski otoczenia na dymisję? – Powiedziane wprost – po wypadku, gdy byłem w szpitalu i prowadziłem nocne konsultacje z liderami SLD. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem, jeszcze nieśmiało, że powinienem odejść. Jako pierwszy uczynił taką sugestię Andrzej Celiński. – I? – Pomyślałem sobie: cóż, wszystko się dzieje pod wpływem sondaży. Jeżeli sondaże są takie, jakie są, to pewnie jakaś część kolegów pomyślała o sięgnięciu po ostateczny argument, tzn. po zmianę premiera. Nie było ludzi, żeby walczyć – Co obaliło Millera? Media, sondaże? – Sondaże i w jakimś stopniu media. Być może, byliśmy za mało odporni na ich wymowę. Każde badanie uruchamiało kolejne pokłady defensywy, wypowiedzi ludzi, którzy jak najgorzej mówili o SLD. Ostrzegałem swoich kolegów: jeśli my sami mówimy o SLD jak najgorzej, to dlaczego ktoś ma na nas głosować? Nie było ludzi, którzy chcieli walczyć, wszyscy poddawali się wynikom sondaży. Najważniejszym jednak czynnikiem był rozpad SLD, mojego zaplecza politycznego. Wtedy podałem się do dymisji. Bo cóż mogłem w takiej sytuacji uczynić? Twierdzić, że nic się nie stało? – Ale jak do tego wszystkiego doszło? Co pana wywróciło? – Na to jest odpowiedź w sondażach. Afery i styl rządzenia, który był przyjmowany jako rządzenie w grupach lobbystycznych, kolesiowatych. To nas, niestety, załatwiło. Oczywiście i to, że bezrobocie jest nadal na wysokim poziomie. – Której z afer można było uniknąć? – Większości, jeżeli nie wszystkich. I przyszedł Rywin – Największą okazała się afera Rywina. Od niej zaczęły się podziały w środowisku lewicy. Jerzy Urban i „NIE” poszli w stronę coraz bardziej aktywnej krytyki. – Był taki czas, że Jerzy Urban bardzo nam pomagał. Teraz pomaga nowej partii Marka Borowskiego. Przewiduję, że nie będzie to trwało zbyt długo… Rozchodzenie się, pękanie w SLD następowało głównie pod wpływem sondaży. A załamanie w sondażach zaczęło się od sprawy Rywina. W Polsce ludzie są w stanie wybaczyć politykom dużo więcej niż np. w USA. Ale są segmenty polityczne, gdzie wybaczenia nie ma – korupcja i posądzenie, że ktoś wykorzystuje stanowisko dla własnych prywatnych celów. Sprawa Rywina była początkiem dekompozycji naszego układu. – Od początku o aferze Rywina mówiło się, że jest wymierzona w SLD i w pana. – Nie wiem, jakie były intencje Rywina i co on zamierzał, ale z dużą pewnością mogę oświadczyć, że dla Rokity czy Ziobry i ugrupowań, które reprezentują, sprawa Rywina była darem niebios. Chodziło o to, by wprowadzić do świadomości społecznej przekonanie, że Rywin występował w imieniu SLD, a łącznikiem miał być premier. Z ubolewaniem muszę powiedzieć, że w dużej części ten zamiar się powiódł. – Ale przyzna pan, że przedstawiciele SLD w komisji zaprezentowali się blado. Wystawiono Rokicie kiepskich przeciwników. – To prawda, ale trudno prześcignąć Rokitę w jego demagogii i cynizmie. Rokitę mogliby zatrzymać politycy SLD z pierwszych stron gazet, stosując podobne metody walki. Ci politycy nie chcieli w tym uczestniczyć. – Gdy w „Wyborczej” ukazał się artykuł „Przychodzi Rywin do Agory”, spodziewał się pan, że tak to wszystko się potoczy? – Wtedy, w grudniu, gdy czytałem ten artykuł, wydawało mi się, że nikt w to nie uwierzy. Bo taka propozycja, którą Rywin miał sformułować, w sumie jest nie do zrealizowania. Ale potem w każdym miesiącu mogłem się przekonać, że jeśli znajdzie się grupa polityków, którzy na tym chcą zrobić karierę i mają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2004, 2004

Kategorie: Wywiady