Już od dziesięciu lat spotykają się na imieninowych zjazdach. Wiedzą, że mogą na siebie liczyć Prawie 700 pań w jednakowych, eleganckich toczkach na głowach zdominowało 12 i 13 marca Zakopane. Uczestniczki 10. jubileuszowego spotkania Krystyn wszędzie było widać i słychać. Do kwatery głównej zjazdu w domu wczasowym Hyrny zjechały nie tylko z wszystkich stron kraju, ale i z USA, Anglii, Szwajcarii. „Czy pozwoli panna Krysia młody góral pyta?!”, niosło się wieczorem z sali konferencyjnej Hyrnego. Naturalnie w ostrzejszej wersji, z finałem: „Panna Krysia fest kobita, pyty się nie boi!”. Gdy przed paroma laty zleciały się na swój imieninowy sabat na Łysą Górę, to po północy tańczyli przed nimi faceci z Erotic Zone. Krystyny raz na rok bez fałszywego wstydu szaleją w swym gronie, plotkują, co zmieniło się przez te 12 miesięcy. Do Zakopanego przyjechały same swoje, te nowe natychmiast i na zawsze przeszły z weterankami na ty. I bawiły się do czwartej nad ranem. „Jesteś lekiem na całe zło”, śpiewała im Krystyna Prońko. – Opuściłam tylko jeden zjazd, wszystkie tu są moimi przyjaciółkami, a parę to naprawdę od serca – mówi. Podczas zjazdu w Krakowie jako bodaj pierwsza kobieta zagrała hejnał z Wieży Mariackiej. Gdy w Zakopanem na imieninowym bankiecie śpiewała „Małe tęsknoty” i „Niech moje serce kołysze ciebie do snu”, na sali zapłonęły zapalniczki. – Przecież każda z nas jest trochę po przejściach, prawda? – pytała Krystyna Giżowska, zbierając owacje za „Poukładałam sobie świat”. Bombowa impreza Mają prawo być po przejściach. Śmieją się, że najczęściej są „w średnim wieku plus VAT”. Ich imię to przeważnie wynik zauroczenia filmem „Królowa Krystyna” z fascynującą rolą Grety Garbo. Wtedy właśnie młode mamy, wzruszone losem ostatniej Wazówny, często wybierały je w USC. – Może naruszam tajemnicę danych osobowych, ale dowiedziałam się, że jest nas dokładnie 853.723 – ujawniła senator Krystyna Bochenek, która jako dziennikarka Radia Katowice rozmawiała ze znanymi imienniczkami, spisała wywiady w książce i rozkręciła spotkania Krystyn, uświetniane przez bohaterki jej rozmów. Na imieninowych zjazdach bywały m.in. panie: Czubówna, Janda, Loska, Prońko, Sienkiewicz. Już pierwszy katowicki zjazd w 1998 r. był prawdziwie bombowy. Informacja, że w Filharmonii Śląskiej podłożono bombę, spowodowała ewakuację, Krystyny długo śpiewały pod gołym niebem, wyręczając Krystynę Szostek-Radkową, która na zimnie nie mogła wystąpić. Pomysł jednak chwycił, do sukcesu przyczyniła się konsekwencja Krystyny Szaraniec, dyrektor Teatru Śląskiego, o której mówi się, że pieniądze wyciśnie nawet z kamienia. W następnych latach były w Sopocie, gdzie w wojskowych beretach świętowały wejście Polski do NATO, zjechały do ciechocińskich wód odziane w stylowe stroje, w burżuazyjnych cylindrach wmurowały swe cegiełki na łódzkim bruku ul. Piotrkowskiej, w Poznaniu odbierały paradę wojskową. – Ja kompletnie nie nadaję się do organizowania czegokolwiek, więc za każdym razem fascynuje mnie, że to się dzieje, że jest pomysł, że wszystko zostało dobrze przygotowane – mówi Krystyna Czubówna (imię po mamie). Zjazd rzeczywiście jest poważnym przedsięwzięciem finansowym i logistycznym. – To setki najrozmaitszych uzgodnień, rozmowy trwają od sierpnia. Gdy padło na Zakopane, szukałyśmy obiektu z największą salą, okazało się, że zmieścimy się tylko w FWP-owskim Hyrnym – tłumaczy Krystyna Bochenek. Imię ma w zastępstwie. – Nie było wtedy USG, cały czas miałam być Krzysiem, tata był lekko zawiedziony, ostatecznie zostałam Krysią. Samodzielne i niezależne Krystynologia stosowana dowodzi, że panie o tym imieniu mają swoje zdanie, a życie z nimi jest ciekawe. „Piękna i zmienna to dziewczyna, nie zaznasz nudy, gdzie Krystyna”, śpiewały uczestniczki zjazdu, maszerując, poprzedzane przez konną banderię i zespoły góralskie, Krupówkami pod skocznię, gdzie odbył się ich główny wiec, prowadzony przez red. Irka Bieleninika. Każdy region z własnym transparentem, np. „Trójmiejskie Krystyny przypłynęły na górskie wyżyny”. „Chociaż niejedna w nurtach zginie, Krysia uwierzcie mi, wypłynie” – fragment wiersza odczytanego przez Krystynę Czubównę dobrze oddaje cechy kojarzone z tym imieniem. To żeńska forma od Christinus, czyli należący do Chrystusa (po polsku Krystian lub, dziś rzadziej, Krystyn), a więc niemający na ziemi innych panów, samodzielny, niezależny. Takie też są panie, już od XII w. otrzymujące w Polsce to imię. – Obchodzenie imienin to tworzenie pewnej wspólnotowości.
Tagi:
Andrzej Leszyk