Nie zjeżdżajcie na dół

Nie zjeżdżajcie na dół

Często słyszałem, jak sztygar mówi: „Mam w d… bhp, i tak się nic nie stanie, a węgiel musi być” W ostatnich tygodniach przez polskie kopalnie przeszła fala śmierci. W największej katastrofie, w kopalni Jas-Mos w Jastrzębiu życie straciło dziesięciu górników. Osoba odpowiedzialna za roboty strzelnicze nie wyprowadziła ich ze strefy użycia ładunków wybuchowych. Instalacja do zraszania ścian kończyła się 50 metrów wcześniej. Nie pociągnięto jej dalej. Liczył się węgiel odkryty za cienką ścianą kamienia. Chodnik powinien być posypany pyłem kamiennym. Nie był. Zabrakło czasu. Zlekceważono podstawowe normy bezpieczeństwa. Opowiada górnik z 15-letnim stażem w KWK „Jas-Mos”: – Nie jesteś kretem, czyli nie pracujesz na przodku, to mniej zarobisz. Żeby dobrze zarobić, musisz mieć dobre układy z dozorem. żeby mieć dobre układy z dozorem, musisz się godzić na dziczenie. To znaczy na wykonywanie wszelkich poleceń. Każą ci robić coś pod napięciem, musisz, jeśli nie chcesz stracić lepiej płatnej pracy. Każą zostać dłużej – zostajesz. Górnicy są przez wyższe władze traktowani jak bydło. Kopalniane mięso armatnie. Liczy się tylko wydobycie. Często słyszałem, jak sztygar mówi: „Mam w d… bhp, i tak się nic nie stanie, a węgiel musi być”. Dozór dziczy, a my musimy się na to godzić. Nie mamy wyboru. Każdy ma rodzinę. Możemy się tylko modlić, żeby nikomu nic się nie stało. Nie dziwi mnie to, że czujniki metanu przerwały pracę, a potem pokazywały wysokie stężenie. Z czujnikami robi się zresztą pewien manewr. Kieruje się w stronę świeżego powietrza, żeby pokazywały mniejsze stężenie. Inaczej trzeba byłoby wyprowadzić górników z zagrożonego chodnika, a to oznacza zawalenie planu i mniejsze pieniądze. Na to kopalnia nie może sobie pozwolić. Błędy ludzkie Czy polskie kopalnie są bezpieczne? – Nie da się odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie – mówi Danuta Olejniczak z Wyższego Urzędu Górniczego. – Najczęściej okazuje się, że winni wypadkom są sami ludzie. Najbardziej niebezpieczne są zagrożenia naturalne – metan, tąpnięcia. Tych ostatnich nie można opanować, choć podejmowane są odpowiednie czynności. Metan? Nie ma możliwości, żeby się nie zapalił w odpowiednich do tego warunkach, ale by do takiej sytuacji nie doszło, jest cały system działań profilaktycznych. Wypadek w kopalni Jas-Mos był pierwszym tego typu od 15 lat – to prawdopodobnie wybuch pyłu węglowego. Nie uprzedzając wyników prac specjalnej komisji, już dziś można powiedzieć, że do katastrofy przyczynił się błąd ludzki. W innym z chodników w KWK „Jas-Mos” też stwierdzono niewystarczające zabezpieczenie przeciwpyłowe, za mało było również pyłu kamiennego, którym powinien być posypywany chodnik. Ryzyko wypadków zmniejsza się, gdy postępuje się zgodnie z przepisami bezpieczeństwa i technologią górniczą. Ale tak nie jest zawsze. Wystarczy powiedzieć, że na przenośnikach nie ma osłon. Jeden moment i maszyna wciągnie za ubranie. Kolejna sprawa to praca na urządzeniach pod napięciem. Też pozostawia wiele do życzenia. My możemy tylko kontrolować, czy przedsiębiorca właściwie postępuje. Wiemy o tym, że nie zgłasza się wypadków lekkich, żeby nie psuć statystyki. Niestety, nie mamy fizycznej możliwości sprawdzenia. Nie ma dowodów, bo ludzie wolą milczeć. Przyczyny niektórych wypadków też nie są do końca wyjaśnione. Owszem, można się domyślać, że ktoś na przykład po prostu zapalił sobie papierosa, ale brak dowodów. Być może nasze sankcje są niewystarczające. Możemy nakazać zatrzymanie robót, co wiąże się z konsekwencjami finansowymi. Ale proszę sobie wyobrazić, że w ubiegłym roku zatrzymano 10% robót i urządzeń w Polsce w wyniku kontroli, mimo że kontrole były zapowiadane. Przedsiębiorcom bardziej opłacało się ryzykować. Możemy skierować sprawę do sądu. W zeszłym roku wpłynęło 500 takich wniosków. Kary wynoszą kilkaset złotych. Dla kogoś z dozoru to niezbyt dotkliwe. Możemy nakazać przedsiębiorcy, żeby winnego usunął ze stanowiska na okres do dwóch lat. Możemy wreszcie wnioskować, by sam użył należnych mu środków dyscyplinujących. A gdy dochodzi do wypadku, o winie decyduje już sąd. Łamanie przepisów Szef Związku Zawodowego „Kadra” na kopalni Jas-Mos, Jan Borkowski, nie ma ochoty rozmawiać z prasą: – Jestem bardzo rozżalony. Po prostu zrażony tym, co zrobili dziennikarze „Gazety Wyborczej”. Napisali tendencyjnie, liczył się dla nich tylko posmak skandalu. Nie szukali prawdy. Tych prawd jest zresztą wiele. Napisali, że akcję ratowniczą rozpoczęto godzinę po katastrofie. Na nic

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2002, 2002

Kategorie: Kraj