Nie znają dnia ani godziny

Nie znają dnia ani godziny

W zaledwie czterech klubach Ekstraklasy nie zmieniono trenera przez cały sezon „A może ściągnąć kogoś z Seszeli albo Mauritiusa?”, pytał na łamach „Przeglądu Sportowego” znany były piłkarz Dariusz Dziekanowski, kiedy działacze gliwickiego Piasta zmienili trenera w trakcie sezonu, po 32. kolejce rozgrywek, a do tego samego przymierzano się w Lubinie i Krakowie. W Gliwicach Marcina Brosza zastąpił Ángel Pérez García (7 maja 2014 r.). Brosz był najdłużej pracującym w Ekstraklasie szkoleniowcem – prowadził Piasta od 15 czerwca 2010 r. W tym czasie awansował z klubem do Ekstraklasy i w pierwszym sezonie wprowadził go do europejskich pucharów. Ślązaków broni fakt, że po zmianie trenera zdołali uchronić się przed degradacją. Ale w maju w ogóle było bardzo nerwowo – po 33. kolejce stracili robotę Orest Lenczyk w Zagłębiu Lubin i Wojciech Stawowy w Cracovii. Bo w polskich klubach króluje zasada, że w momencie obejmowania posady trenera nikt nie wie, kiedy ją straci. Znaleziony na Malediwach Dobry fachowiec, ale nie pasuje do koncepcji prezesa. Bo na ogół – jakież to pomieszanie z poplątaniem – prezes wcale nie pomaga w robocie i kształtowaniu szkoleniowej wizji, ale trener musi się dostosować do reguł gry szefa klubu. Niestety, trudno nadążyć za tym, w co klubowi bossowie grają, a dokładniej pogrywają. Jedno jest pewne – próżno tu szukać jakichś klarownych zasad. Nawet niezłe miejsce i dobre wyniki w ligowej tabeli nie wystarczają, by trener mógł się obronić. Najwymowniejszymi przykładami takiej logiki były zwolnienia Jana Urbana z prowadzącej w Ekstraklasie warszawskiej Legii, Pavla Hapala z lubińskiego Zagłębia czy Leszka Ojrzyńskiego z kieleckiej Korony (patrz zestawienie). Pozbycie się Jana Urbana prezes Legii Bogusław Leśnodorski tłumaczył tak: „…ta współpraca i tak by dobiegła końca po ostatnim spotkaniu sezonu. Różniliśmy się w kwestii spojrzenia na wiele systemowych rozwiązań”. No właśnie! Przyznaję, nie we wszystkim zgadzam się z Dariuszem Dziekanowskim, ale warto poznać jego punkt widzenia. „Myślę przede wszystkim o nowym trenerze Piasta Gliwice, który został znaleziony na odległych Malediwach… Zacznijmy od Piasta, który wygrał wysoko z Cracovią. Nijak nie potrafię dostrzec w tym jakiejś logiki. Jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy, to takie, że atmosfera w drużynie Marcina Brosza była tak zła, że gdy tylko przyszedł nowy szkoleniowiec, piłkarze poczuli tak dużą ulgę, że wygrali mecz. Rachunek sumienia powinni zrobić przede wszystkim działacze gliwickiego klubu. Zmiana w Gliwicach (ale dotyczy to też innych klubów, w których takie rzeczy się dzieją) kojarzy mi się z absurdalną sytuacją w kolarstwie: wyobraźmy sobie, że na tyłach peletonu jedzie zawodnik, który kręci pedałami z całych sił, ale nie może nikogo wyprzedzić. Dopiero kilka kilometrów przed metą orientuje się, że przyczyną jego słabej jazdy jest przebita opona, na której jechał od początku etapu – mówił Dziekanowski. – Czekając na komunikat Zagłębia Lubin na temat nowego trenera, spojrzałem na mapę i pomyślałem, że jeśli w modzie są teraz egzotyczne, turystyczne wyspy, to może lubińscy działacze przebiją tych z Piasta i ściągną kogoś z Seszeli albo Mauritiusa. Nie wiem, czy w ten sposób uda się podnieść poziom polskiej piłki, bo niestety nie wierzę w jakiś przemyślany skauting. Nie wiem, czym się kierowano, zatrudniając Ángela Péreza Garcíę. Może narodowością? Czyżby w Gliwicach z ekstraklasowej polskiej drużyny chcieli zrobić trzecioligowy zespół hiszpański?”. Efekt nowej miotły W Ekstraklasie (i nie tylko) co roku obserwujemy to samo zjawisko: mija zaledwie kilka ligowych kolejek i rozpoczyna się zwalnianie szkoleniowców. Tradycyjnie pojawiają się słowa o trenerskiej karuzeli i efekcie nowej miotły. „Efekt nowej miotły? Cóż, może się sprawdzić tylko wtedy, kiedy trener ma do dyspozycji klasowych piłkarzy. Inaczej nic wielkiego raczej nie wymyśli – twierdzi Andrzej Juskowiak, były reprezentant Polski, a teraz dyrektor sportowy gdańskiej Lechii (Fakt.pl). – Wszyscy mówią, że trenera nie powinno się zmieniać za szybko. Problem w tym, że czasem taki krok trzeba wykonać. Pytanie tylko, kiedy. Patrząc na wyniki osiągane przez zespoły, które zmieniły szkoleniowca przed rozpoczęciem sezonu, dochodzimy do wniosku, że najlepiej zmiany na ławce trenerskiej dokonać właśnie w przerwie rozgrywek. Na pewno komfort pracy trenera, który przejmie zespół przed rozpoczęciem sezonu, jest większy. No i odpada mu wymówka, że piłkarze są źle przygotowani, że słabo albo krzywo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 25/2014

Kategorie: Sport