Kadrowe trzęsienie ziemi w MSZ jeszcze nie nadeszło, ale już się zaczęło. Bo owszem, nie ma jeszcze ustawy, która pozwoli wyrzucić każdego, ale wyrzucają. W sposób dziki i mało zrozumiały. Takie z MSZ dochodzą do nas odgłosy. Oto bowiem minister Waszczykowski ogłosił, że stracił zaufanie do kierownictwa Departamentu Polityki Bezpieczeństwa. I odwołał szefową departamentu Beatę Pęksę oraz jej dwóch zastępców. O co chodzi? Beata Pęksa sprawami bezpieczeństwa zajmuje się od początku lat 90., kontakty Polska-NATO to jej codzienna porcja tlenu. Była pełnomocnikiem ministra ds. partnerstwa wschodniego i wszystko można jej zarzucić, ale nie to, że się nie zna na swojej pracy. Więc co się stało, że minister stracił do niej zaufanie? Cóż takiego się dzieje, że Waszczykowski wypycha z MSZ ludzi, którzy zajmowali się problematyką bezpieczeństwa, w kwaterze NATO czują się jak u siebie i mają tam dobre notowania? Bo wcześniej w niełaskę popadli Adam Kobieracki (wieloletni zastępca sekretarza generalnego NATO, nasz najwyższy rangą dyplomata w Kwaterze Głównej, szef misji OBWE na Ukrainie), Robert Kupiecki (były szef Departamentu Polityki Bezpieczeństwa, ambasador w USA i wiceminister obrony) i Tomasz Chłoń (były wicedyrektor Departamentu Polityki Bezpieczeństwa, kierował też sekretariatem ministra, był ambasadorem na Słowacji). No właśnie, tym razem poszło o Chłonia. Był on pełnomocnikiem ministra przygotowującym szczyt NATO w Warszawie. Ale niespodziewanie został odwołany cztery miesiące przed szczytem. W MSZ mówiono, że była to ręka szefa MON Antoniego Macierewicza. Chłoń pozbawiony pracy zaczął aplikować do służby NATO i – po jakimś okresie starań – uzyskał stanowisko zastępcy szefa Biura NATO w Moskwie. To była decyzja Amerykanów. Gdy dowiedziano się o tym w MON, wybuchła awantura. I pretensje do MSZ, że na coś takiego pozwoliło. Tak motywowany Waszczykowski uznał, że nowa praca Chłonia to policzek dla Rzeczypospolitej. I doszedł do wniosku, że to wina kierownictwa Departamentu Polityki Bezpieczeństwa. Bo oni wiedzieli, że ich kolega stara się o stanowisko w NATO, i nic nie robili. To znaczy – nie przeciwdziałali temu. Nie blokowali tych starań. Innymi słowy, nie wykazali się lojalnością wobec ministra i PiS, chcących Chłonia zadeptać, tylko pozwolili mu na karierę w NATO. I to był powód, ów brak rewolucyjnej czujności i czekistowskiego podejścia do sprawy, że minister wywalił w kosmos chyba już ostatnich ludzi w MSZ, którzy znają się na sprawach bezpieczeństwa. Zrobiło się ponuro. Bo polskie MSZ zajmuje się zwalczaniem Polaków, którzy robią karierę w instytucjach zachodnich, są tam doceniani i szanowani. Trudno to zrozumieć, racjonalnie wytłumaczyć się nie da. Chyba tyko jakąś mściwą pasją, żeby ściągnąć w dół każdego, kto jest dobry i ma taką pozycję, że nie musi być posłusznym kapralem PiS. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint