Niech pieniądz pracuje
Można znaleźć konto, które będzie nam przynosić zyski Założenie i posiadanie konta jest najbardziej rozpowszechnioną usługą bankową, co nie znaczy, że nie wymaga zastanowienia. Można bowiem mieć konto, które będzie nam przynosić stały zysk, ale można też do niego dopłacać. Np. miesięczna opłata za rachunek bieżący w Pekao SA wynosi 9,99 zł. Do rachunku otrzymujemy kartę, możemy przekroczyć stan konta o maksymalnie 300 zł. W ciągu doby wolno nam podjąć najwyżej 3 tys. zł. Rachunek jest oprocentowany, ale na jedną setną procenta. Jeśli więc mamy 10 tys. zł, to po roku dojdzie nam złotówka. W tym czasie za prowadzenie rachunku Pekao SA potrąci nam 119,88 zł. Praktycznie tyle samo zapłacimy za Superkonto w PKO BP. Oprocentowanie: jedna dziesiąta procenta. Opłata za prowadzenie konta: 6,90 zł miesięcznie. Jeśli jednak rachunkiem chcemy zawiadywać internetowo, zamiast fatygować się do siedziby banku, dopłacimy za to 2 zł miesięcznie. Płacimy też za każdy przelew: 50 gr za internetowy, 3 zł za realizowany przez telefon i 5 zł, jeśli dokonujemy go w placówce banku (są banki, które pobierają za to 10 zł). Banki z reguły pobierają opłaty za prowadzenie konta, obsługę kart płatniczych, przelewy, wypłatę w obcym bankomacie, wysyłanie monitów, zawiadomień i informacji o saldzie rachunku. A także za zmianę rodzaju konta z droższego (dla klienta) na tańsze, za polecenie zapłaty, niedokonanie w ciągu miesiąca określonych wypłat z karty, nieposiadanie określonej sumy na koncie, niezasilenie konta ustaloną kwotą itd. Jednak po apogeum kryzysu finansowego banki coraz bardziej konkurują o klientów. Zdarza się, że rezygnują z opłat za prowadzenie konta, wydanie i korzystanie z karty oraz dokonywanie przelewów i wypłat z obcych bankomatów. Przy odpowiednio dużych zakupach płaconych kartą można otrzymać parę procent zwrotu z wydanej sumy. Odsetki naliczane są niekiedy z góry, kapitalizowane częściej niż raz w roku czy raz w miesiącu. Przy niewielkich sumach na koncie da się też uniknąć 19% podatku od zysków kapitałowych (bank podatek ten wylicza od odsetków kapitalizowanych codziennie, a jeśli wynosi on mniej niż 50 gr, zaokrągla do zera). Są też banki dające w prezencie spore sumy – nawet ponad 100 zł – za założenie konta (i późniejsze wykonywanie określonej liczby transakcji bezgotówkowych w miesiącu), albo bonus: aparat fotograficzny, nawigację samochodową czy drukarkę. Takim prezentem może być również ubezpieczenie: na życie, od następstw nieszczęśliwych wypadków czy medyczne. Trzeba jednak pamiętać, że kwoty odszkodowań czy limity pokrywanych kosztów są tu dość niskie. Inne banki, zachęcając nas do zwiększania kwot na kontach, dopisują 1% do najwyższej wpłaty w miesiącu. Ba, zdarza się nawet, że to banki płacą klientom za przelewy, stałe zlecenia i polecenia zapłaty (na ogół nie więcej niż 1 zł od czynności), pod warunkiem że przelewów dokonuje się często, a wypłacane kwoty są szybko uzupełniane. Warto więc poświęcić nieco czasu, sprawdzić oferty, poszukać promocji i nawet przenieść się do innego banku, zamiast narzekać, że ten, w którym jesteśmy, ściąga zbójeckie prowizje. W styczniu 2011 r. porównywarka finansowa Comperia oceniła 30 kont osobistych z różnych banków, przyjmując określone założenia (w ciągu miesiąca wpłata 3,5 tys. zł, 10 przelewów internetowych, 10 transakcji kartą w sumie na 1,5 tys. zł, 200 zł wypłaty z obcego bankomatu, trzy zlecenia stałe). Takie porównanie nie może być w pełni miarodajne. W zależności od założeń jedno konto przynosi zupełnie inne koszty i zyski niż drugie, każdy bank ma w ofercie różne konta. W jednej ofercie są bardziej restrykcyjne warunki umowy, w drugiej lżejsze. Różne też są opłaty za ich niedopełnienie. Dlatego wybierając odpowiadające nam konto, pytajmy bank o każdy szczegół. Ale może warto zacząć pytania od tych banków, gdzie obiecywane zyski są najwyższe. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint