Ustawy, które miały ratować polską gospodarkę i pracowników, są wykorzystywane do gry politycznej Pozwólcie Państwo, że przytoczę następujący tekst: „Tworzy się Radę Dialogu Społecznego (…). Rada prowadzi dialog w celu zapewnienia warunków rozwoju społeczno-gospodarczego oraz zwiększenia konkurencyjności polskiej gospodarki i spójności społecznej”. To są pierwsze słowa ustawy o Radzie Dialogu Społecznego uchwalonej przez Sejm w lipcu 2015 r. Była to kolejna próba realizacji konstytucyjnej zasady, w myśl której dialog i współpraca partnerów społecznych stanowią podstawę ustroju gospodarczego Polski. Rada miała być remedium na wszystkie ułomności jej poprzedniczki, Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych, i wojewódzkich komisji dialogu społecznego, powstałych w 2001 r. Po pierwszych, obiecujących latach działania coraz częściej pojawiały się symptomy erozji. Pod koniec czerwca 2013 r. związkowcy zawiesili swój udział w pracach komisji. Uznaliśmy, że dialog jest pozorowany, a nasze postulaty nie są brane pod uwagę przez rząd. – Odpowiedzialność za to, co stało się z Komisją Trójstronną, spada przede wszystkim na rządzących – mówił prof. Jerzy Hausner. Pod koniec października 2013 r., po prawie 200-tysięcznym proteście związkowym na ulicach Warszawy, na spotkaniu u prezydenta Bronisława Komorowskiego związkowcy zgłosili pomysł nowej ustawy o dialogu społecznym. Własny projekt przygotowali też pracodawcy, a następnie uzgodnione ze związkami zapisy przekazali resortowi pracy. Dwa lata później powstała Rada Dialogu Społecznego. Miała być szansą na nowe otwarcie. – Są sprzeczne interesy, sprzeczne dążenia, sprzeczne wrażliwości, sprzeczne zadania. Ale wtedy sprawy idą do przodu, jeśli za tymi wszystkimi sprzecznościami stoi wola i zdolność do zawierania porozumień na zasadzie szukania choćby tego minimum wspólnego myślenia – mówił wówczas kończący kadencję prezydent Komorowski. RDS ruszyła z impetem. Mechanizm wydawał się dobrze skonstruowany i naoliwiony. Do czasu. Nowy, większościowy rząd coraz częściej traktował RDS jak zabawkę, którą się znudził. Na posiedzeniach plenarnych rządzący unikali konkretów, w pracach zespołów roboczych stronę rządową reprezentowali urzędnicy bez pełnomocnictw, a niekiedy także bez kompetencji. Projekty ważnych społecznie i gospodarczo ustaw wnoszono do laski marszałkowskiej w trybie inicjatywy poselskiej, a więc z pominięciem opinii partnerów społecznych. Próby debaty o zbliżających się zagrożeniach, inicjowane przez stronę społeczną, lekceważono i zbywano komunałami w manierze propagandy sukcesu. Aż dopadła nas pandemia. Rząd podjął paniczne działania, aby opanować sytuację. Strona społeczna RDS wyraziła natychmiastową gotowość ścisłej współpracy w duchu odpowiedzialności za Polskę. Rząd przedstawił tzw. tarczę antykryzysową. Wydawało się, że odpowiedzialność i rozsądek wezmą górę. Jednak nie! Górę wzięły polityczne kalkulacje! Zgodnie z poprawkami do tarczy, wniesionymi przez posłów PiS, premier będzie mógł odwoływać członków Rady Dialogu Społecznego. Jednym z powodów odwołania może być współpraca z PRL-owskimi służbami specjalnymi. Drugim – „sprzeniewierzenie się działaniom Rady” i doprowadzenie do „braku możliwości prowadzenia przejrzystego, merytorycznego i regularnego dialogu”. Negatywnie w tej sprawie wypowiedzieli się już prawie wszyscy, m.in. dyrektor generalny Międzynarodowej Organizacji Pracy, Parlament Europejski, Europejski Komitet Społeczno-Ekonomiczny, liderzy europejskich organizacji pracodawców i związków zawodowych. Lustracja RDS? Nie mam nic przeciwko temu. Jeżeli komuś to potrzebne, możemy wracać do tego, co było 30, 40, 50 lat temu. Ale teraz mamy ważniejsze problemy do rozwiązania. Bardziej mnie intryguje, co decyduje o „sprzeniewierzeniu się” i „doprowadzeniu do braku możliwości prowadzenia dialogu”. Samodzielna ocena premiera? Odwołam się do konkretnych przykładów. Rząd nie wprowadził do tarczy antykryzysowej wielu oczekiwanych rozwiązań dla pracowników. Nie wysłuchał głosu partnerów społecznych ani Senatu. Posłowie odrzucili zmiany, które zwiększały zakres wsparcia dla pracujących, m.in. to, aby w trakcie postojowego wynagrodzenie pracownika było rekompensowane w 75% przez państwo, a w 25% przez przedsiębiorcę. Czy to kara za „sprzeniewierzenie się”, czy za „brak możliwości prowadzenia przejrzystego, merytorycznego i regularnego dialogu”? A może chodzi o pustą kasę? OPZZ negatywnie zaopiniowało poselski projekt ustawy w sprawie szczególnych zasad przeprowadzenia głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenta RP. Po pierwsze, nie zgadzamy się na narażenie życia i zdrowia kilkudziesięciu tysięcy pracowników Poczty Polskiej i ich rodzin. Po drugie, uważamy, że taka organizacja wyborów narusza podstawowe zasady demokracji zapisane w Konstytucji RP. Czy to jest „sprzeniewierzenie się”,