François Hollande porównywany jest do Asteriksa, „który wyruszy z galijskiej wioski na wojnę przeciw germańskiemu imperium oszczędności” Jeszcze dwa lata temu nikt się nie spodziewał, że François Hollande zostanie prezydentem Francji, mającym władzę niemal monarszą. A jednak ten niepozorny polityk zaskoczył wszystkich i będzie kolejnym gospodarzem Pałacu Elizejskiego. „Dosyć niebezpieczny monsieur Hollande”, napisał o nowym szefie państwa brytyjski magazyn „The Economist”. Konserwatywny tygodnik obawia się, że zapowiadana przez Hollande’a polityka nakręcania koniunktury poprzez podnoszenie podatków i wydatki państwowe zagrozi francuskim reformom. Hiszpański dziennik „El País” widzi 57-letniego zwycięzcę wyborów nad Sekwaną jako nowego Asteriksa, „który wyruszy ze swojej jak zawsze niezłomnej galijskiej wioski na wojnę przeciw germańskiemu imperium oszczędności i ze stymulowania wzrostu ekonomicznego oraz tworzenia nowych miejsc pracy uczyni priorytetowe cele gospodarki”. Podobno już w szkole François Hollande chwalił się kolegom podczas przerw, że zostanie prezydentem. W każdym razie do realizacji tego celu przygotował się starannie. Skończył trzy znakomite uczelnie: uważaną za kuźnię francuskiej elity politycznej SciencesPo, wyższą szkołę handlową HEC oraz administracyjną ENA. W tej ostatniej poznał uroczą studentkę Ségolène Royal, również aktywistkę Partii Socjalistycznej, która była uważana za tak niedostępną, że koledzy mówili o niej „kostka lodu”. Ale François Hollande potrafił stopić lód. Zostali parą i związek ten przetrwał prawie 30 lat, aczkolwiek nigdy nie został sformalizowany. Ségolène urodziła partnerowi czworo dzieci. Oboje robili karierę w Partii Socjalistycznej, lecz to błyskotliwa i elegancka Ségolène osiągnęła większe sukcesy – została ministrem. Hollande musiał się zadowolić rolą parlamentarzysty i funkcjonariusza partyjnego. Nigdy nie wszedł w skład rządu. Sprawował tylko urząd mera miasteczka Tulle (12 tys. mieszkańców). Złośliwi nazywali go monsieur Royal. U steru socjalistów W 1997 r. Hollande został szefem partii i wielu uważało, że osiągnął szczyt możliwości. „Hollande, c’est Flamby!”, powiedział szyderczo socjalista Arnaud Montebourg. Flamby to deser karmelowy przypominający budyń. Aluzja była podwójna – do nieco puszystej sylwetki przywódcy socjalistów oraz do jego zbyt miękkiego charakteru. Według powszechnej opinii Hollande nie miał cech męża stanu, był zbyt jowialny, sypał dowcipami, brakowało mu powagi. W jego życiu zaszła jednak poważna zmiana, gdy spotkał młodszą o 11 lat, wysoką, elegancką dziennikarkę Valérie Trierweiler. Urodziła się w 1965 r. koło Angers. Dorastała wraz z pięciorgiem rodzeństwa w skromnych warunkach. Ojciec stracił nogę na wojnie i dostawał skromną rentę, matka pracowała na kolei jako kasjerka. Valérie była ambitna i pracowita, skończyła politologię i historię na Sorbonie. Zaczęła pracować w dziale politycznym magazynu „Paris Match” jako „młoda prowincjuszka o olśniewającej urodzie”, jak określił ją tygodnik „Le Nouvel Observateur”. Jej małżeństwo z przyjacielem z młodości nie przetrwało. Po raz drugi wyszła za mąż za kolegę z redakcji, germanistę i filozofa Denisa Trierweilera, z którym ma trzech nastoletnich obecnie synów. Wyrobiła sobie opinię dziennikarki agresywnej i dociekliwej. Przyniosło jej to mało elegancki przydomek „Rottweiler” (tak samo złośliwie przezywana jest Camilla, żona księcia Karola). Podobno pełna temperamentu Valérie spoliczkowała kolegę, który ją tak nazwał. W redakcji zajmowała się Partią Socjalistyczną, polityczne intrygi i labirynty władzy nie miały przed nią tajemnic. Spotykała się z przywódcami socjalistów, stała się nawet swego rodzaju „przyjacielem rodziny” Hollande’a, którego poznała już w 1988 r. Cztery lata później przeprowadziła kontrowersyjny wywiad ze świeżo upieczoną mamą Ségolène Royal. Zdjęcie tej ostatniej, odpoczywającej po porodzie na łóżku, ukazało się w „Paris Match”. W cieniu Ségolène Dopiero w 2005 r. między Valérie a François podczas pewnej rozmowy zaiskrzyło. „Nagle poczuliśmy, że jesteśmy w sobie absolutnie zakochani”, opowiadała potem dziennikarka. Zapewnia, że próbowali ostudzić namiętność – ona miała męża, on również nie był wolny. Ostatecznie Valérie uznała, że nie może walczyć z miłością. Zostawiła dzieci, męża i psa. Ségolène Royal w końcu dowiedziała się o niewierności partnera. W 2007 r. zamierzała wystartować w wyborach prezydenckich. Był to cios dla ambicji François, który też chciał pod sztandarem socjalistów walczyć o Pałac Elizejski. Podobno Ségolène zaproponowała, że zrezygnuje
Tagi:
Jan Piaseczny