Od kiedy dwa tygodnie temu minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił, że za wzrost zakażeń w Polsce odpowiedzialny jest brytyjski wariant SARS-CoV-2, wszystkim przypomniały się masowe przyloty i przyjazdy rodaków z Wysp Brytyjskich. Czy rząd popełnił błąd, zawieszając loty dopiero 22 grudnia?
Podczas konferencji, 27 marca minister zdrowia odpowiedział na oskarżenia, które padają od dwóch tygodni pod adresem rządzących. „Chciałbym odnieść się do zarzutu, że przyjmując naszych rodaków czy organizując dla nich transport przed świętami, skazaliśmy się właśnie na taki dynamiczny rozwój tej mutacji brytyjskiej. Jest to absolutnie nieprawda”, stwierdził minister Adam Niedzielski.
Chodzi o sytuację sprzed świąt Bożego Narodzenia. Rząd zamknął połączenia lotnicze z Wielką Brytanią 22 grudnia o północy. Co ważne, decyzję wydano w niedzielę 20 grudnia i to w nocy, w ostatniej chwili. Dzień później nastąpił masowy przylot rodaków do Polski, byle zdążyć na święta. PLL Lot podstawił nawet dodatkowe samoloty, z których ostatni wylądował tuż przed zamknięciem się na Wielką Brytanię. Tylko w Krakowie wylądowało 3 tys. pasażerów. Główny Inspektor Sanitarny nie zalecił żadnych dodatkowych środków ostrożności czy badań.
Adam Niedzielski upiera się, że nie popełniono błędów, jednak jego tłumaczenia są mało przekonujące. Minister zdrowia twierdził podczas wspomnianej konferencji, że granice lotnicze zamknięto według wytycznych WHO, tak jak w innych krajach. Nie wspomina jednak o drobnym szczególe: większość krajów zamknęła połączenia lotnicze już 20 grudnia.
O brytyjskiej odmianie COVID-19 już 14 grudnia informował brytyjski minister zdrowia Matt Hancock. Jak wskazuje w swoich mediach społecznościowych senator Marcin Bosacki: „Brytyjski minister zdrowia ostrzegł przed nową groźniejszą mutacją 14.12. Wyście zamknęli granice 22.12 o północy. Przez ten tydzień BEZ TESTÓW przyleciało do Polski kilkadziesiąt tysięcy osób”.
Jeszcze w grudniu sytuację komentował analityk lotniczy Dominik Sipiński: „Gdy w niedzielę podjęto decyzję o zakazie lotów z Wielkiej Brytanii od wtorku, było absolutnie oczywiste, że w poniedziałek na lotniskach będą działy się dantejskie sceny” – zaznaczył specjalista. Do sprawy odnosił się również Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR: „Trzeba było nie spać w niedzielę, tylko szybko wydać rozporządzenie blokujące granice lotnicze”.
Szef resortu zdrowia ocenił, że: „Przypisywanie temu elementowi odpowiedzialności za rozwój mutacji brytyjskiej w Polsce jest oczywiście kolejną manipulacją”. Również Ministerstwo Zdrowia w swoich mediach społecznościowych walczy z „manipulacjami”: Zgodnie z wynikami prac zespołu sekwencjonującego prof. Krzysztofa Pyrcia obecność wersji brytyjskiej koronawirusa w PL to nie 90%, jak podają niektórzy politycy, ale 80% – czytamy na Twitterze @MZ_GOV_PL. Czy w tym wypadku 10% różnicy sprawia, że coś staje się manipulacją, pozostawiam czytelniczkom i czytelnikom pod rozwagę.
Operowanie danymi i próba racjonalizowania sprawy nie klei się jednak ze słowami marszałka Karczewskiego z PiS, który w TVN 24, powołując się na prof. Andrzeja Horbana, głównego doradcę Rady Medycznej przy Premierze RP, stwierdził, że gdyby na lotniskach badano ludzi, to na rząd „wylałaby się fala hejtu”.
Zapytany przez dziennikarzy o to, czy brak testów na lotniskach w grudniu był błędem, prof. Andrzej Horban odpowiedział: Ten wirus by do nas dotarł wcześniej albo później. To nie ma żadnego znaczenia”.
Inne zdanie ma dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19. „Nie można sobie pozwolić na myślenie jednostronne – zrobimy rodakom przyjemność i sprowadzimy ich do kraju. Owszem, pomóżmy im, ale pod warunkiem wykonania testu. Wszystkie osoby, które wsiadały na pokłady samolotów czy przybywały innymi środkami transportu, powinny być na granicy testowane”, skomentował w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy