Niemcy powinny udzielić Snowdenowi azylu – rozmowa z Hansem-Christianem Ströbelem
Bez informacji z dokumentów Snowdena kanclerz Merkel jeszcze dziś byłaby podsłuchiwana Hans-Christian Ströbele – niemiecki deputowany do Bundestagu z partii Zielonych, jedyny europejski polityk, któremu udało się dotrzeć do Edwarda Snowdena, demaskatora NSA. Panie pośle, przez prawie dwa miesiące krążyły po internecie zaledwie dwie fotografie Edwarda Snowdena, którym towarzyszyła aura tajemnicy. A tu nagle pojawiają się zdjęcia i nagrania, na których widzimy znanego deputowanego Bundestagu w komitywie z amerykańskim wrogiem publicznym numer jeden. Czy od 31 października zmieniło się coś w pańskim życiu? – To prawda (śmiech), zainteresowanie w mediach niewątpliwie wzrosło, właściwie co rusz ktoś do mnie dzwoni, i to nie tylko z Europy, lecz także np. z Ameryki Południowej. Jednocześnie napływają do mnie niezliczone listy od polityków z Anglii, z Francji, ze Szwecji czy z Austrii, ale również z USA. Proszę pamiętać, że dla znaczącej części amerykańskiego społeczeństwa Snowden jest prawdziwym bohaterem. Obecnie jednak pani Merkel nie dopuszcza możliwości zapewnienia mu pobytu w Niemczech, co skłoniło mnie jako członka Parlamentarnego Gremium Kontroli Działalności Służb Specjalnych do podjęcia własnych działań. Według najnowszych badań, 60% Niemców uważa, że powinniśmy przyznać Snowdenowi azyl. W moim przekonaniu liczba ta może jeszcze wzrosnąć. Na dłuższą metę rząd federalny nie może udawać, że tego nie słyszy. Podejrzenia trzeba wyjaśnić Czy można posunąć się do stwierdzenia, że niektóre wypowiedzi przywódców UE – w tym Angeli Merkel – sugerujące wykroczenia amerykańskiego wywiadu zaszkodziły stosunkom Europy z USA? – Słucham? Przecież pani kanclerz nabrała wody w usta. Do dziś nie była w stanie zadać choćby jednego krytycznego pytania pod adresem Baracka Obamy. Poza tym nasze stosunki z USA są nadal bardzo ożywione. Właśnie wróciła ze Stanów delegacja Bundestagu, która spotkała się tam z niezwykłą życzliwością. Amerykanom też zależy na dobrych stosunkach z UE. Myślę więc, że jeszcze się nie pogorszyły, choć nie ulega wątpliwości, że wszystkie wysunięte przez Snowdena podejrzenia muszą zostać wyjaśnione. Uważam, że w innym wypadku cała ta debata medialna wokół „afery szpiegowskiej” prędzej czy później może zaciążyć na naszych relacjach. Proszę jednak zauważyć, że nie jest to wina Snowdena, lecz stojącego na czele amerykańskiego wywiadu gen. Keitha Alexandra, który nadal odmawia współpracy i udostępnienia konkretnych informacji. Przed powołaniem komisji śledczej nie mogę za dużo ujawnić, ale już teraz zapewniam, że znaków zapytania jest znacznie więcej, niż się spodziewaliśmy. A wiem, o czym mówię, bo siedzę w parlamentarnym gremium kontrolnym. Czy informacje przywiezione z Moskwy utwierdzają pana w tym przekonaniu? – Zdecydowanie, po pobycie w Rosji jestem przekonany, że NSA dopuściła się poważnych wykroczeń. Dlatego potrzebujemy Snowdena, byłego analityka tej agencji, który ma tysiące tajnych dokumentów. Powinniśmy być mu wdzięczni, że zdobył się na tak odważne działania. Wracając jednak do stosunków niemiecko-amerykańskich, należy dodać, że Angela Merkel już na początku popełniła kilka niewybaczalnych błędów. Po ujawnieniu informacji, że amerykańskie służby podsłuchiwały ją jeszcze za czasów rządów Schrödera, obecna kanclerz nikogo nie wezwała na dywanik. Wysłana do Waszyngtonu lista pytań w tej kwestii pozostała bez odpowiedzi, co w pewnym sensie jest kpiną z niemieckiej niemocy. I na to Merkel nie zareagowała. A przecież nie możemy sobie pozwolić na bezrefleksyjne uginanie karku, cała ta sprawa jest zbyt poważna. Mówiąc bez ogródek, w każdym innym wypadku podobna powściągliwość w udzielaniu informacji spotkałaby się natychmiast z ostrą reakcją Niemiec, a tu – nic. Zachowanie Merkel wobec USA jest, najdelikatniej mówiąc, zbyt pokorne. Niektórzy komentatorzy piszą, że niemieckie elity niepotrzebnie rozdmuchały problem i utrzymują, że tego rodzaju inwigilacja jest na porządku dziennym. – Oczywiście, niemiecki wywiad BND też stosuje inwigilację elektroniczną, ale na pewno nie nadużywa swoich przywilejów wobec sojuszników. Na miłość boską, partnerów się nie podsłuchuje! Zarówno amerykańskie agencje, jak i nasze służby powinny sprawdzać wszelkie informacje związane z potencjalnym zagrożeniem, ale wtedy gdy istnieje konkretne podejrzenie. Do polskiej opinii publicznej powinno wreszcie dotrzeć, że ta sprawa nie jest bagatelą. Ustalenia naszego gremium parlamentarnego każą przypuszczać, że amerykańskie służby przechwyciły tylko w jednym miesiącu 400 mln połączeń niemieckich obywateli. To przekracza wszelkie wyobrażenia. Zakładamy, że w pewnym okresie aż 50% Niemców było przedmiotem analiz NSA. Gdzie my żyjemy? Nawet nasz wywiad nie ma prawa do podsłuchiwania