Rząd RFN ratuje tonące banki, ale z gospodarczą mizerią walczy niemrawo Kryzys finansowy nie ominął zamożnych Niemiec. Republika Federalna przeżywa również czas ekonomicznej mizerii. Wzrost gospodarczy w przyszłym roku będzie niemal zerowy. Nawet umiarkowani eksperci porównują obecną sytuację do recesji w latach 80. czy nawet wielkiej zapaści lat 30. XX w. 13 listopada Federalny Urząd Statystyczny poinformował, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy produkt krajowy brutto spadł w porównaniu z poprzednim kwartałem o 0,5% – znacznie bardziej, niż się spodziewano. Oznacza to, że Niemcy weszły w „techniczną recesję”. Banki niechętnie udzielają kredytów, spada popyt. Koncerny samochodowe zamykają zakłady na długie tygodnie. Volkswagen zmniejszył plany produkcyjne o 50 tys. aut, Daimler – o 80 tys., BMW – o 25 tys. 12 grudnia taśmy produkcyjne w fabrykach Daimlera w Sindelfingen zostaną zatrzymane na prawie pięć tygodni, a 36 tys. pracowników pójdzie na długi urlop świąteczny. Wielu dostawcom części samochodowych grozi bankructwo. O państwowe wsparcie proszą różne gałęzie gospodarki – producenci mleka, szefowie przemysłu lotniczego itp. Dyrektorzy oraz rada zakładowa koncernu Opel poprosili rząd Angeli Merkel, aby wyjednał w Europejskim Banku Inwestycyjnym program pomocy kredytowej dla przemysłu samochodowego, opiewający na 40 mld euro. Reakcja polityków była zdecydowanie negatywna. Peter Ramsauer ze współrządzącej CSU stwierdził bez ogródek: „Oplowcy zbzikowali. Taki program mogą sobie wsadzić w kapelusz. Damy jednym, to zaraz inne gałęzie gospodarki zgłoszą się po wsparcie”. 5 listopada rząd federalny przyjął jednak 16-punktowy program pobudzania koniunktury, aczkolwiek skrupulatnie pominięto to ostatnie słowo, aby nie zwiększać niepokojów na rynku. Niemieccy biurokraci wolą mówić o „zabezpieczeniu zatrudnienia poprzez umacnianie wzrostu”. Program przewiduje m.in. ulgi podatkowe dla rzemieślników, małych i średnich przedsiębiorstw, gwarancje kredytowe dla banków, 200 mln euro jednorazowego wsparcia dla landów, dodatkowe 3 mld euro dla „słabych strukturalnie” gmin i miast na budowę dróg i innych obiektów infrastruktury. Konsument, który kupi nowe auto w ciągu sześciu miesięcy, zostanie zwolniony z podatku od samochodów na jeden rok, nabywca pojazdu szczególnie przyjaznego dla środowiska – nawet na dwa lata. Federalny minister finansów Peer Steinbrück wyraził przekonanie, że rządowy program ocali lub przyczyni się do stworzenia ogółem miliona miejsc pracy, jak również wygeneruje inwestycje oraz wydatki w wysokości 50 mld euro. Wśród komentatorów i ekonomistów program rządu wywołał jednak zdumienie. Wartość przewidzianej pomocy jest bowiem bardzo skromna – w ciągu dwóch najbliższych lat wyniesie zaledwie 12-13 mld euro. Inne państwa przeznaczyły na ratowanie gospodarki znacznie poważniejsze środki. Politycy koalicyjnego rządu federalnego, tworzonego przez chadeków i socjaldemokratów, rzeczywiście początkowo zamierzali nakręcać koniunkturę z większym rozmachem. Była mowa o programie opiewającym na co najmniej 25 mld euro. Z tej opcji zrezygnowano. Eksperci zastanawiają się, z jakiej przyczyny. Brytyjski magazyn „The Economist” podkreśla, że niemieccy politycy hołdują bardzo konserwatywnej polityce finansowej. W 2007 r. po raz pierwszy od 30 lat Republika Federalna osiągnęła zrównoważony budżet i sternicy państwowej nawy myślą niechętnie o rezygnacji z tego sukcesu. Ale prawda wydaje się inna. W 2009 r. odbędą się wybory do Bundestagu. Jak dowiedzieli się dziennikarze tygodnika „Der Spiegel”, zarówno socjaldemokraci, jak i chadecy zamierzają obsypać elektorat socjalnymi i finansowymi dobrodziejstwami dopiero w roku wyborczym, aby zjednać sobie względy obywateli. Dlatego obecny program nakręcania koniunktury wypadł tak skromnie. Nic dziwnego, że ten pakiet natychmiast znalazł się w ogniu krytyki. Dyrektor Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych (DIW) Klaus Zimmermann oświadczył: „Rządowy program pobudzania koniunktury to polityka czysto symboliczna”. Główny ekonomista Deutsche Banku Thomas Mayer uznał przyjęte przez gabinet Angeli Merkel rozwiązania za zbyt skromne i rozdrobnione. Na rządowym programie suchej nitki nie zostawiło pięciu czołowych ekspertów ekonomicznych Niemiec, często zwanych „mędrcami gospodarczymi”. Mędrcy, uważani za najwyższą radę gospodarczą Republiki, przedstawiają co roku swą
Tagi:
Krzysztof Kęciek