Niemieckie kłopoty z Turkami

Niemieckie kłopoty z Turkami

Kanclerz Helmut Kohl chciał połowę z nich odesłać do domu „Muszę zaludnić Berlin, chociażby i Turkami!”, mówił niegdyś inteligentny i cyniczny Fryderyk II, król pruski. Ten przyjaciel Woltera i bezpardonowy wróg Polski nie przypuszczał, że po wiekach jego marzenie się spełni. Przybysze z anatolijskich wiosek mieszkają obecnie nie tylko w Berlinie, ale także w wielu innych miastach niemieckich. Republika Federalna Niemiec ma z tego powodu liczne korzyści, ale także problemy. Nestor historyków tego kraju, 81-letni Hans-Ulrich Wehler, autor uważanej za klasyczną historii niemieckiego społeczeństwa, z zadziwiającą szczerością wywodzi: „W przeciwieństwie do wielu Hiszpanów, Greków czy Włochów, którzy przybyli tu jako gastarbeiterzy i wkrótce wysłali swoje dzieci do szkół kolejnych szczebli, Turcy okazali się zdumiewająco odporni na wszelkie formy myśli o awansie społecznym czy propozycje kształcenia się… Niektóre dzielnice niemieckich miast stały się homogenicznymi tureckimi miasteczkami, i to nie tylko w Berlinie. Turecki student jest natomiast zjawiskiem bardzo rzadkim”. W Niemczech mieszka obecnie ok. 3 mln osób o tureckich korzeniach, przeważnie wyznających islam. Turcy stanowią najliczniejszą grupę obcokrajowców, a trudności z ich integracją są bardzo poważne. Według oficjalnych danych 42,5% rodzin tureckich zagrożonych jest biedą. W latach 2001-2006 udział uczniów tureckiego pochodzenia, którzy nie ukończyli szkoły, wzrósł z 44% do 57%, co uniemożliwia im zdobycie dobrego zawodu i niweczy życiowe szanse. W Berlinie 42% tureckich mężczyzn w wie­ku produkcyjnym nie ma pracy. Wielu polityków, przedsiębiorców czy artystów tureckiego pochodzenia odniosło sukces, ogółem jednak Turcy w RFN są znacznie częściej bezrobotni, gorzej opłacani, biedniejsi, częściej wkraczają na drogę przestępstwa. Nawet znakomici aktorzy tureckiego pochodzenia dostają role przede wszystkim w filmach kryminalnych i w komediach. Jak się pozbyć obcych? Problem turecki zamierzał w zdecydowany sposób rozwiązać w 1982 r. kanclerz Helmut Kohl. 28 października, miesiąc po objęciu władzy, spotkał się z premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher. Asystowali im tylko doradca kanclerza Horst Teltschik oraz prywatny sekretarz Żelaznej Damy, John Coles, który sporządzał notatki. Dokumenty opatrzone klauzulą Secret przez 30 lat były zamknięte w brytyjskim archiwum. Odtajniono je dopiero po upływie tego terminu. Wtedy dotarł do nich dziennikarz magazynu „Der Spiegel”. Zgodnie z protokołem, szef rządu RFN oświadczył: „W ciągu najbliższych czterech lat konieczne będzie zredukowanie liczby Turków o 50%, ale nie można tego jeszcze powiedzieć publicznie… Nie jest możliwe zasymilowanie Turków w ich obecnej liczbie. Niemcy nie mają problemu z Portugalczykami, Włochami, nawet z przybyszami z Azji Południowo-Wschodniej, ponieważ te wspólnoty integrują się dobrze. Ale Turcy pochodzą z całkowicie odmiennej kultury”. Jako przykłady zderzenia się dwóch odmiennych kultur Helmut Kohl przytoczył przymusowe małżeństwa w społecznościach tureckich oraz Turków pracujących na czarno. Dlatego połowa przybyszów z Turcji musi odejść, a ci, którzy zostaną, będą musieli uczyć się niemieckiego. Kanclerz próbował zrealizować te zamiary. W 1983 r. jego rząd przyjął ustawę, na mocy której każdy Turek, który zdecydował się wyjechać z RFN, dostawał 10,5 tys. marek, oprócz tego wypłacano mu składki emerytalne. Ale projekt okazał się niewypałem. Na 1,5 mln Turków mieszkających wtedy w Niemczech Zachodnich z propozycji skorzystało tylko 100 tys. Teraz sędziwy „kanclerz jedności” potwierdził za pośrednictwem swojego biura, że jego wypowiedzi z 1982 r. są prawdziwe. Wyjaśnił, że stanowiły one wtedy część szerokiej debaty na temat polityki wobec obcokrajowców. Dodajmy, że w tamtym czasie, po drugim kryzysie naftowym, gospodarka Niemiec Zachodnich przeżywała zastój. 1,8 mln mieszkańców, sześć razy więcej niż w 1973 r., pobierało zasiłki dla bezrobotnych. W tej sytuacji zapanowała społeczna zgoda, że Turek zrobił swoje i powinien odejść. Nawet socjaldemokratyczny kanclerz Helmut Schmidt latem 1982 r., przed wyborami, których nie wygrał, zapewniał dziennikarza tygodnika „Stern”: „Pod moimi rządami nie przekroczy już granicy ani jeden Turek”. Jego minister w urzędzie kanclerskim Hans-Jürgen Wischnewski drwił z „muzułmanów, którzy szlachtują barany w wannach”. Przywódca CDU w Hesji Alfred Dregger stwierdził, że powrót obcokrajowców do ojczyzny powinien być regułą, a nie wyjątkiem. Obecnie, po ujawnieniu wypowiedzi Kohla, przywódcy opozycji nie pominęli okazji do skrytykowania byłego kanclerza i jego partii –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 34/2013

Kategorie: Świat