16 lat temu chciał wznieść w Niemczech najwyższy budynek w Europie. Na przeszkodzie stanęło prawo budowlane Korespondencja z Berlina Frankfurt, 2000 r. Petra Roth, ówczesna burmistrz metropolii nad Menem, jak zwykle rozpoczęła dzień od przejrzenia „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. W dziale gospodarczym jej uwagę przykuł tekst o nowojorskim miliarderze Donaldzie Trumpie, który zapowiedział, że chciałby wznieść w Stuttgarcie najwyższy biurowiec w Europie. W Stuttgarcie? Przecież takie drapacze chmur mogą powstawać tylko we Frankfurcie, jedynym bodaj mieście w Niemczech z panoramą przypominającą Nowy Jork – pomyślała Roth. Polityczka CDU postanowiła wpłynąć na plany przyszłego prezydenta USA. Niezwykle próżny W listopadzie 2000 r. Petra Roth wybrała się do USA na spotkanie z kolegą, ówczesnym burmistrzem Nowego Jorku Rudolphem Giulianim. Rozmawiano głównie o kwestiach bezpieczeństwa, ale burmistrz Frankfurtu chciała nawiązać kontakt z dobrym znajomym Giulianiego, przedsiębiorcą i gwiazdorem telewizji Donaldem Trumpem. Do spotkania doszło jeszcze tego samego dnia. Dzisiejszy prezydent elekt zaprosił Petrę Roth do okazałego biura przy Piątej Alei. Już wtedy całe było oklejone okładkami tygodników, na których amerykański król nieruchomości obnażał swoje białe zęby. Roth doskonale wiedziała, z kim będzie miała do czynienia, jednak to pierwsze wrażenie nieco się zatarło. – Kiedy czekałam na niego w holu i widziałam te wszystkie okładki, pomyślałam: co za próżny człowiek. Po wstępnej rozmowie byłam zaskoczona, Trump okazał się szarmancki i życzliwy, w każdym razie nie tak natarczywy, jak opisują go dziś dziennikarze – wspomina Roth. Jak zaznacza, Trump potrafi także „cierpliwie wysłuchać” rozmówcę. Była burmistrz Frankfurtu i przyszły gospodarz Białego Domu rozmawiali ponad godzinę. Roth użyła siły perswazji, aby odwieść go od stuttgarckich planów budowy Trump Tower. – Zapraszam do Frankfurtu! – rzuciła, odlatując z Nowego Jorku. Roth twierdzi, że negocjacje z dzisiejszym prezydentem elektem USA przebiegają w zupełnie innej atmosferze niż jego kampanijne wystąpienia. Znany z umiejętności marketingowych Trump odpowiada na złożone mu propozycje mniej lub bardziej stanowczym milczeniem, by ostatecznie z chłodnym uśmiechem zwięźle sfinalizować rozmowę: „Przylecę i zobaczę”. Faktycznie zaledwie kilka tygodni później Donald Trump udał się z rewizytą do „Römera”, jak nazywają Niemcy ratusz we Frankfurcie, z zamiarem wyrobienia sobie własnego poglądu. Dług wdzięczności Energiczny przedsiębiorca wylądował na frankfurckim lotnisku w przekonaniu, że spłaca dług wdzięczności wobec niemieckich przodków, którzy pochodzili z Kallstadt w Palatynacie. Dziadek obecnego prezydenta elekta, Friedrich Trump, w 1885 r. w wieku 16 lat, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i zdobył fortunę w branży gastronomicznej. – Podczas pobytu we Frankfurcie Donald co rusz powtarzał, że robi to dla ojca i dziadka – opowiada Petra Roth. Trump był rzeczywiście niezwykle zdeterminowany, już wcześ- niej zakasał rękawy i nawiązał kontakty z wpływowymi ludźmi z niemieckiego świata biznesu i mediów. Pod koniec 2000 r. założył spółkę akcyjną TD Trump Deutschland AG, której udziałowcami zostali: hamburski potentat Marseille-Kliniken, były naczelny dziennika „Bild” Hans-Hermann Tiedje oraz były menedżer firmy Thyssen, Hans Ulrich Gruber, który został prezesem zarządu. We Frankfurcie Donald Trump przedstawił Petrze Roth plany budowy drapacza chmur w samym sercu dzielnicy biznesowej. Według relacji Roth, biznesmen, gestykulując, opowiadał o „biurowcu, jakiego Europa jeszcze nie widziała”, szklanym wieżowcu o wysokości 350 m, bezpośrednio nad rzeką, przy Wilhelm-Leuschner-Strasse, nieopodal magistrali kolejowej. Szkopuł w tym, że w tym miejscu stał już hotel InterContinental, o czym burmistrz Frankfurtu niezwłocznie poinformowała rozmówcę. Już wtedy Trump lekceważył i odrzucał wszelką krytykę. Spojrzał więc przez okno na frankfurcką starówkę i uśmiechnął się, żeby rozbroić sytuację: – Nie widzę żadnego problemu, po prostu kupię ten hotel i zlecę jego zburzenie – odparł. Osłupiała Petra Roth zaczęła się martwić, że prawdopodobnie już Trumpa z miasta nie przepędzi. – Próbowałam mu wytłumaczyć, że w Niemczech obowiązuje surowe prawo budowlane, zakazujące szybkich przejęć i burzenia dopiero co wzniesionych hoteli. Ale on nie chciał przyjąć tego do wiadomości – wspomina była gospodyni ratusza. Wymownym przykładem nieuległości Donalda Trumpa była jego kolejna reakcja. – Ale przecież pani rządzi