Ustawa o dyplomatach. Wiadomo, będą PiS-owscy. Ale kto będzie nimi zarządzał? Nieuchronne się zbliża. Ustawa o służbie zagranicznej wraca z Senatu do Sejmu. I gdy Sejm ją przegłosuje, trafi na biurko prezydenta. Nie, nie ma sensu rozdzierać szat, że oto PiS dostanie narzędzie, by przejąć MSZ, i że na pewno je wykorzysta. Z prostego powodu – PiS rządzi MSZ już ponad pięć lat i robi tam, co chce, bynajmniej nie przejmując się takimi lub innymi zapisami. Szacunek dla prawa to nie jest coś, co tę formację by wyróżniało. Nowa ustawa w dziele przejmowania MSZ jest w zasadzie sprawą drugorzędną. Nie było jej, PiS-owcy robili swoje. Będzie – zyskają pole do działania szybciej i bez skrupułów. O co więc w tym wszystkim chodzi? • Dodajmy, że to już trzecie podejście PiS do przyjęcia ustawy o MSZ. Wnioski nasuwają się same – służba zagraniczna kusi polityków PiS. W mitologii tej partii jest ona czymś obcym i tajemniczym. Służbą, w której pracują wrogowie – „resortowe dzieci” i nie tylko dzieci, absolwenci moskiewskiej uczelni MGIMO, a potem – równie wrodzy i tajemniczy – ludzie z notesu Bronisława Geremka. Przeplatało się tam całe zło – i to z PRL, i to z Unii Wolności. Wejście polityka PiS do MSZ było postrzegane jako wejście do gniazda żmij. Sam byłem mimowolnym świadkiem rozmowy posłów PiS z ich kolegą, świeżym wiceministrem w MSZ. „Jak ci się pracuje z tymi ludźmi? Jak dajesz radę?”, podpytywali go z mieszaniną zgrozy i podziwu. A on z tajemniczą miną odpowiadał: „Nie było łatwo. Ale jakoś w to wchodzę…”. Gdyby to nie było prawdziwe, byłoby jak z kabaretu. W historii rządów PiS było kilka przymiarek do opanowania i przebudowy MSZ. Pierwszą był pomysł Witolda Waszczykowskiego, by do MSZ weszli ludzie z zewnątrz, najchętniej z tytułami profesorów, którzy byliby początkiem nowej dyplomatycznej elity. Było to powtórzenie manewru z czasów Krzysztofa Skubiszewskiego, kiedy to również ministerstwo zostało otwarte na ludzi z uniwersytetów. Pomysł Waszczykowskiego upadł wraz z nim. Jego następca, Jacek Czaputowicz, miał inną koncepcję – że MSZ, takimi siłami, jakimi dysponuje, będzie realizowało politykę PiS. W praktyce nie realizowało żadnej polityki, za to stało się polem bitwy różnych koterii. O tych bitwach i szalejącej prywacie opowiadali w poprzednich numerach PRZEGLĄDU byli ambasadorowie – Jacek Izydorczyk i Jarosław Suchoples. Z ich opowieści mogliśmy się dowiedzieć, jak koteria dyrektora generalnego Andrzeja Papierza przejęła kontrolę nad polityką kadrową. Naszą wiedzę uzupełniły też rozmowy z posłami z sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych i z centrali ministerstwa. Otóż Andrzej Papierz, który kilka lat wcześniej był szefem Biura Kadr MSZ, przekonał decydentów w PiS, że on najlepiej orientuje się w kadrowych sprawach ministerstwa i najskuteczniej przeprowadzi zmiany. Jako były działacz NZS i Ligi Republikańskiej (tej od rzucania kamieniami w demonstrację pierwszomajową), oficer UOP oraz kolega Mariusza Kamińskiego miał odpowiednie papiery. Przynajmniej dla polityków PiS. Na pewno w ich oczach wzmocniła go operacja wyrzucenia z MSZ ludzi wiązanych ze służbami specjalnymi PRL oraz tych, którzy studiowali w MGIMO. Kolejnym wzmocnieniem jego pozycji jest idąca za nim legenda, że reprezentuje służby specjalne, czyli więcej może. Z oczywistych przyczyn nie jesteśmy w stanie tej legendy zweryfikować, ograniczymy się więc do stwierdzenia, że istnieje i wpływa na postawy wielu ludzi. Ale Papierz potrafił się dogadać także z politykami PO. Doszły do nas niepotwierdzone informacje, że spotykał się z posłami opozycji w Komisji Spraw Zagranicznych. Miał ich przekonywać, że skończył się czas wysyłania za granicę amatorów, a on przypilnuje, by wysyłani byli zawodowcy. I faktycznie, jako kandydaci na ambasadorów zaczęli być wysuwani ludzie, którzy pracowali w MSZ przynajmniej kilka lat. Zawodowcy? Niekoniecznie, bo jeżeli przyjrzymy się ich życiorysom, tym oficjalnie podanym, okaże się, że ich doświadczenie dyplomatyczne jest więcej niż skromne. Praca w konsulacie, praca w kadrach, praca w Gabinecie Dyrektora Generalnego, praca w Inspektoracie Służby Zagranicznej… Ogólnie – w pionie podległym dyrektorowi generalnemu, czyli w obsłudze. W normalnych czasach ludzie o tak niewielkich kompetencjach nie byliby brani pod uwagę jako kandydaci na szefów placówek. A tu – wielka kariera. Są tylko dwa możliwe wytłumaczenia. Pierwsze, że Papierz w ten sposób buduje sobie w MSZ koterię i korzystając
Tagi:
ambasady, Andrzej Papierz, dobra zmiana, dyplomacja, MSZ, PiS, Polska, polska dyplomacja, polska polityka, prawo