Jurek Pilch nie żyje. To było jakieś wyjście z pułapki postępującego parkinsona, który go dręczył i upokarzał. Nikt mnie nie wykpił jak on w felietonie przed laty, to było chamskie, tak myślałem. Nie byłem tu oryginalny, ci, z których kpiłem w swoich felietonach, myśleli o mnie: „Co za bydlę!”. Najbardziej mnie chyba wkurzyło, że w finale napisał, że nie potrafię pisać. Przecież to nonsens, prawda? Spotkaliśmy się potem, po raz pierwszy w życiu, w szatni – graliśmy w piłkę nożną z redakcją „Polityki”. „Gniewamy się?”, zapytał z obawą. Wahałem się: dać mu w łeb czy wybaczyć? Na szczęście wybrałem to drugie. Gdybym mu przyłożył, byłaby to oznaka chamstwa i słabości, ale że wybaczyłem, to też zdawało się słabością. Sytuacja była bez wyjścia. Tak bywa. Do końca jednak nie wybaczyłem. Nie było z jego strony skruchy, potem nawet się chwalił, jak mi przyłożył. Rok po tym incydencie zaproponował mi, abym przeczytał jego powieść przed drukiem. O coś takiego prosi się tylko przyjaciół. Czyżby to, że byłem ofiarą jego złośliwości, tak zbliżyło nas do siebie? Czyżby powstała więź, jaka się tworzy między katem i ofiarą? Nie odmówiłem. Byłem jednak zakłopotany. Nie lubię powieści Pilcha, nie wierzę w świat, który tworzył swoim świetnym piórem. Sztuka pisania powieści to też sztuka sugestii, sam styl nie wystarczy, musi być jeszcze trochę ziemi, śliny i czegoś, co jest Duchem Świętym. Zgodziłem się mimo wszystko. Nie pamiętam tytułu, na szczęście powieść była krótka. I chyba nawet jakoś sam siebie przekonałem, że mi się podoba. I to mu powiedziałem, by nie sprawić przykrości. Wiem, w jakiej trwodze bywa autor przed drukiem książki. Właśnie kończę pisać powieść, dałem do czytania trójce bliskich i czekam w lęku. Znajoma, młoda dziennikarka, mówi mi, że robiła z Pilchem dwa wywiady. „Był taki skromny”, zachwyca się. Trudno o bardziej względne pojęcie niż skromność. Ona aż się mieni pozorami. Widoczna, manifestująca się skromność jest zawsze kamuflażem pychy. Zaczął mi się podobać Szymon Hołownia. Przed laty drażniła mnie jego świętobliwość, zdawał mi się gowinowaty. Poza tym znałem go z programu „Mam talent!”, oglądały ten program moje dzieci. Tam był irytujący, bo nie na swoim miejscu, tak jak Kidawa-Błońska była nie na swoim. Irytuje mnie Platforma i to gadanie – Trzaskowski i Tusk też śpiewają w tym chórze – że katastrofa, która spotkała Kidawę-Błońską, to wyłącznie wynik jej heroicznej decyzji o bojkocie wyborów 10 maja. Ona była nie na swoim miejscu. Kompromitowała Platformę, która nie po raz pierwszy pokazuje brak profesjonalizmu, sprytu i energii. Nawyk podawania ręki jest niezwykle mocno wpisany w naszą świadomość. Nawet gdy na kogoś bardzo się gniewamy, a ta osoba wyciąga rękę, trudno nie podać swojej. Po oczach poznajemy, że ktoś nam nie poda ręki. Latami Michnik nie podawał mi ręki i nosił to niepodawanie, omijając mnie szerokim łukiem, patrząc na mnie, jakbym był przezroczysty. Jak ognia ludzie unikają sytuacji, kiedy ich wyciągnięta ręka może zawisnąć nad przepaścią. To jak dostać w twarz. Raz nie odpowiedziałem komuś uściskiem na wyciągniętą dłoń. Nawet mnie to zabolało, tak jak boli, gdy zada się cios. A odtrącony się zachwiał. Był to szef pewnego brukowego pisma. Przesadziłem, nadąłem się godnościowo, o tyle bez sensu, że wielekroć podawałem rękę komuś, kto bardziej niż ten człowiek zasłużył na odtrącenie. Przed laty, występując w jakimś programie z Jackiem Kurskim, ominąłem go szerokim łukiem, by mu nie podać ręki. Wiedział, że nie podam, i speszony trzymał dystans. Po programie, nagle z nim zbratany, podałem, o co mam do siebie żal. Powiedział wtedy: „Panie Tomku, kolportowałem pana wiersze w stoczni, w czasie sierpniowego strajku, jako młody chłopak. Nie jestem taki zły, jak pan myśli”. Był to Kurski paskudny, ale przed zbrodnią, jakiej dokonał na mediach publicznych. To rzeczywiście jedna z największych kreatur na naszej scenie publicznej. A co się teraz porobiło? Ludzie nie podają sobie ręki, bo zaraza. A ja czasami bezczelnie wyciągam i obserwuję, jak ktoś się waha i męczy, podać, nie podać, bo wielka jest siła tego odruchu. Sadysta. Sytuacja miała miejsce w piątek, 29 maja, podczas konferencji prasowej w Nowym Tomyślu. „Dlaczego córka poszła do komunii, a syn nie?”, dopytywał Rafała Trzaskowskiego dziennikarz TVP Info. Biedny