Ks. Lemański mówił o pedofilach w koloratkach, skrytykował dewastację pomnika żołnierzy radzieckich, nie potępiał in vitro. Biskup chce go odwołać, parafianie protestują Ks. Wojciech Lemański, zwolennik pracy organicznej w Kościele, stał się celebrytą mimo woli. Wszyscy skupiają się na jego konflikcie z przełożonym, a mało kto zauważa, że w probostwie w niewielkiej Jasienicy stworzył podręcznikowy przykład utopii. Na początku lipca jego przełożony, abp Henryk Hoser, zadecyduje, czy może w niej pozostać. Człowiek jest zasadniczo dobry. Jego wady są następstwem niesprzyjających warunków życia*. Na pierwszy rzut oka utopia jest mało atrakcyjna. Budynek dworca Jasienica Mazowiecka z zewnątrz przypomina bunkier, w środku śmierdzi szaletem, a po oczach walą nabazgrane na ścianach wulgaryzmy. Na peronach straszą pozostałości ławek, a w krzakach, które trzeba pokonać, aby dojść do wioski, walają się plastikowe worki, resztki jedzenia i kawałki muszli klozetowej. Mimo to krzaki dają zbawienny chłód, zawsze ktoś w nich siedzi albo stoi i wygłasza opinie o Polsce. – Rząd jest do dupy, ale na naszego księdza nie damy złego słowa powiedzieć – rzucają znad butelki piwa dwaj mieszkańcy („zasadniczo z Tłuszcza, ale w Jasienicy ożenieni, więc tutejsi”). – Od siedmiu lat ani razu nie był na urlopie, człowiek na cmentarz zajrzy, to go widzi, jak sortuje odpady na szkło, plastik, badyle. Pani pokaże księdza, któremu chciałoby się w to bawić. Inny wynająłby ludzi do roboty, ale ten zakasuje rękawy i sortuje, a jak zima, to łapie za miotłę i odśnieża teren wokół kościoła. Na plebanii też wszystko robi sam, bo nie ma wikarego ani gosposi. Ludzki ksiądz. Ludzkość Lemańskiego polega również na tym, że wszystkich traktuje równo: mężatkę i rozwódkę, członka rady parafialnej i ateistę, właściciela sklepu i recydywistę. Tych ostatnich w okolicy trochę by się zebrało, ale nie ma sensu dyskutować, dlaczego wylądowali w więzieniu. Poprzedni proboszcz mawiał, że zło można z człowieka wygnać tylko stanowczością. Pewnie dlatego mało kto u niego bywał, nawet strażacy, którzy w Wielkanoc dyżurowali przy Grobie Pańskim, musieli się przebierać w piwnicy, bo na pokoje nie było wstępu. A u Lemańskiego drzwi zawsze otwarte. Człowiek jest istotą plastyczną i łatwo ulega zmianie. W pełnym słońcu utopia wygląda lepiej. Dużo nowych domów, sklepy, okazała szkoła i skatepark, którego nie powstydziliby się warszawiacy. Gorzej wyglądają zaniedbane peryferyjne podwórka, ale nawet tutaj można znaleźć kilka salonów fryzjerskich, w tym jeden w błękitnym, metalowym kontenerze. Niestety, na próżno szukać ulic, które są tylko na mapie, bo w Jasienicy rzeczywistość i zmiany administracyjne nie idą ze sobą w parze. Ktoś się z kimś nie dogadał, nie pozwolił przeprowadzić drogi przez swoje podwórko, ktoś inny zagrodził wjazd na posesję i odciął sąsiada od głównej ulicy. – Najgorzej, kiedy ktoś przyjeżdża z GPS-em. Urządzenie wariuje, wysyła człowieka do sąsiedniej wsi. Do mnie najłatwiej trafić, wystarczy wziąć na azymut wieżę kościelną – śmieje się ks. Lemański. Siedem lat temu, pod koniec maja, przyjechał tu po raz pierwszy i wtedy dzięki tej wieży mógł trafić do probostwa. Przez pierwsze dwa dni czuł się nieswojo, budził się i nie wiedział, gdzie jest, ale potem zadomowił się równie szybko jak wcześniej w Rzeczycy, Milanówku, na Białorusi czy w Otwocku. Chciał poznać parafię, którą obejmował po odchodzącym na emeryturę ks. Stanisławie, więc zwołał wiejskie zebranie. Przyszło kilkadziesiąt osób. Zapytał, co chcieliby zmienić, co wprowadzić, z czego zrezygnować, i zderzył się z murem. Usłyszał, że lepiej, żeby nie zadawał im takich pytań, bo nie mają pojęcia, że mogą czegokolwiek oczekiwać. Mógłby godzinami mówić, że ludzie nie są dla proboszcza, lecz proboszcz dla ludzi, ale łatwiej było stworzyć radę parafialną. Organ z definicji doradczy miał być również głosem jasieniczan, instancją, do której mogli się zgłaszać ze swoimi potrzebami, ale też wątpliwościami dotyczącymi decyzji proboszcza. – Przez pierwsze miesiące członkowie rady głównie słuchali, co mam do powiedzenia, ale szybko zrozumieli, że sami również mogą mówić – wspomina ks. Lemański. I mówili: że we wsi brakuje przedszkola, dzieci po lekcjach wałęsają się w okolicy dworca, emeryci nie mają alternatywy dla nudnych seriali i zabijają czas przed telewizorem. Człowiek jest istotą rozumną i zdolną do stawania się coraz rozumniejszą, co umożliwia likwidację absurdów życia społecznego. Bożena Slendak nigdy