Gdyby nie Róża Luksemburg, wszyscy jej bliżsi i dalsi krewni mogliby się podpisać pod oświadczeniem prof. Andrzeja Friszkego Prof. Andrzej Friszke, prezentując w rozmowie z Robertem Walenciakiem (PRZEGLĄD nr 8/2021) swoją książkę „Państwo czy rewolucja”, rozróżnia Żydów, którzy zasilali Polską Partię Socjalistyczną, oraz tych, którym bliższa była Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy: „Żydzi opowiadali się za głębokimi zmianami, które ich równouprawnią jako ludzi. To pewną ich część poprowadziło do ruchu socjalistycznego. Do PPS, do SDKPiL. Choć mam wrażenie, że jest pewna różnica. To znaczy głębiej zasymilowani do polskości przeważnie trafiali do PPS. Gdzie obowiązywał język polski, gdzie była cała tradycja patriotyczno-państwowa. Zorientowani bardziej międzynarodowo wybierali SDKPiL, która była dla nich prostsza. Bo tam nie było żadnego rozróżnienia na narody, nie miało znaczenia, czy ktoś jest Polakiem, Żydem, czy Niemcem”. Nie wiem, jaką metodę zastosował prof. Friszke do zbadania, ile Polaka jest w konkretnym Żydzie, np. w Stanisławie Mendelsonie i Róży Luksemburg. Paradoksalnie bowiem główne dokumenty programowe polskiego ruchu reformistycznego (PPS) i rewolucyjnego (SDKPiL) napisały osoby pochodzenia żydowskiego. W dodatku osoby ze sobą powiązane. Jeszcze na początku studiów w Zurychu Róża udzielała się w emigracyjnym środowisku tzw. II Proletariatu, któremu przewodził Mendelson – wskazują na to m.in. dwa jej listy z marca 1890 r. opublikowane 15 stycznia br. przez dr. Holgera Politta w „Neues Deutschland”. Mendelson i Róża Luksemburg mieli wspólnych krewnych. Na jednym z cmentarzy żydowskich w Polsce zachowały się groby osób, do których obydwoje mogli się zwracać: wujku, ciociu, kuzynko. Mendelson zerwał z socjalizmem po kongresie II Międzynarodówki w Zurychu w 1893 r., pod koniec życia został zięciem prezydenta Światowej Organizacji Syjonistycznej, pisał do żydowskiego „Przeglądu Codziennego”. Róża, która po raz pierwszy zabłysnęła na tym samym kongresie („Młoda, piękna, ale kulawa dama w eleganckiej, wcale nie socjalistycznej, toalecie”, opisywał ją w relacji z tego wydarzenia „Dziennik Poznański”), pozostała wierna swoim przekonaniom do końca. Róża nie wywodziła się ze środowiska kosmopolitycznych Żydów nieprzywiązanych do polskości. I, co istotne, gdyby nie ona, wszyscy jej bliżsi i dalsi krewni mogliby się podpisać pod oświadczeniem złożonym przez prof. Andrzeja Friszkego we wstępie do „Państwa czy rewolucji”: „Nigdy nie miałem związków z komunistyczną tradycją, nie miał ich także nikt z moich krewnych”. Ojciec Róży, Edward (Eliasz), co najmniej rok uczył się w warszawskiej Szkole Rabinów. Mówiono o niej, że nie wykształciła ani jednego rabina, za to całą rzeszę polskich patriotów. Wśród nich byli mężowie dwóch kuzynek Róży ze strony matki: członek rządu powstańczego Traugutta Bernard Goldman i w ostatniej chwili odprowadzony spod szubienicy Aleksander Sochaczewski – jego obrazy przedstawiające zesłanych na Syberię zdobią Muzeum X Pawilonu. Nikt z rodzeństwa Róży nie przejawiał skłonności rewolucyjnych. Starsza siostra, Anna, najlepiej czuła się w czterech ścianach mieszkania, nie angażowała się w życie społeczno-polityczne. Najstarszy brat, Mikołaj, wyjechał do Berlina, zajmował się handlem, po ślubie z Angielką uzyskał poddaństwo brytyjskie, mieszkał w Londynie. W marcu 1908 r. aresztowano go w Odessie pod fałszywym zarzutem propagandy rewolucyjnej. Za bezpodstawne dwutygodniowe przetrzymywanie w celi naciskane przez oficjalny Londyn władze carskie przyznały mu odszkodowanie przeszło 20 razy wyższe niż kaucja wpłacona dwa lata wcześniej przez innego brata Róży, Maxymiliana, za jej uwolnienie z X Pawilonu. Maxymilian prawie 40 lat był przedstawicielem francuskich firm farmaceutycznych. Przed I wojną światową wydawał fachowe pismo medyczne „Miesięcznik Terapeutyczny”, w II RP angażował się w działalność patriotycznej Ligi Morskiej i Rzecznej, zanim przekształciła się ona w sanacyjną Ligę Morską i Kolonialną. Ostatni brat, Józef, był typowym przedstawicielem postępowej inteligencji – cenionym lekarzem angażującym się w sprawy publiczne: ubezpieczenia pracownicze, medycynę pracy. W ślady Róży nie poszło żadne z dzieci jej rodzeństwa. Syn Maxymiliana, Jerzy, był legionistą, działaczem Związku Legionistów Polskich, jednym słowem piłsudczykiem. W czasie okupacji trafił na Pawiak, zamordowano go w Auschwitz. Z rąk hitlerowców zginął również jego młodszy brat, uczestnik konspiracji, Antoni. Ich siostra Halina, adwokatka, działała w legalnym stowarzyszeniu – Klubie Politycznym Kobiet Postępowych. W czasie powstania warszawskiego udzielała pomocy cywilnym uciekinierom z rejonów ogarniętych walką. Najstarsze dziecko Józefa, Romana Rozalia, poślubiła aptekarza