Czy po opuszczeniu Basry przez Brytyjczyków południowy Irak wpadnie w ręce Iranu? Ostatni brytyjski oddział opuścił Basrę – drugie co do wielkości miasto Iraku. 550 żołnierzy pod osłoną nocy i godziny policyjnej wyszło z dawnego pałacu Saddama Husajna. Dziennik „Daily Mail” stwierdził, że była to haniebna porażka i smutny dzień w militarnej historii Zjednoczonego Królestwa. Mieszkańcy miasta przeważnie wyrażali zadowolenie z pozbycia się „wyzwolicieli”. „My, ludzie Iraku, odrzucamy okupację i kolonializm. Chcemy odzyskać wolność”, powiedział pytany przez reporterów Rudha Muter. Żołnierze brytyjscy odeszli ze straconej pozycji. Przez długie miesiące ich baza w pałacu dyktatora znajdowała się w stanie oblężenia. W ciągu 60 dni spadło na nią 300 rakiet i niezliczone pociski z moździerzy, wystrzelone przez bojówkarzy szyickich milicji. Zdaniem gazety „The Independent”, jeśli chodzi o zapewnienie sprawnego zarządu i znośnego życia mieszkańców, brytyjska obecność w mieście okazała się całkowitą katastrofą. Niektórzy uznali odwrót z Basry, przeprowadzony 3 września, za zapowiedź fiaska całej irackiej awantury prezydenta George’a W. Busha i jego aliantów. Premier Wielkiej Brytanii, Gordon Brown, zapewniał, że nie może być mowy o porażce, cała zaś operacja wycofania się z Basry była zorganizowana i wcześniej zaplanowana. W razie potrzeby wojska brytyjskie ponownie wkroczą do miasta – podkreślał szef rządu w Londynie. Trudno w to jednak uwierzyć. Wszyscy brytyjscy żołnierze, którzy jeszcze przebywają w Iraku, a jest ich 5,5 tys., zostali skoncentrowani w jednej bazie, na lotnisku ok. 8 km od Basry. 500 wkrótce wróci do domu. Być może do końca roku ten wojskowy kontyngent zostanie zredukowany do połowy – Brytyjczycy pilnie potrzebują posiłków w Afganistanie, gdzie talibowie atakują z coraz większą zaciekłością. Na razie oddziały Zjednoczonego Królestwa utworzyły pod Basrą klasyczną oblężoną twierdzę, obronnego „jeża”. Bardzo wątpliwe, aby kiedykolwiek odważyły się opuścić swą względnie bezpieczną bazę i podjąć interwencję zbrojną. Jak się wydaje, jedyną strategią militarną Brytyjczyków w Iraku jest obecnie uniknięcie strat własnych i doczekanie odwrotu. Do tej pory podczas operacji „Iracka wolność” straciło życie 168 żołnierzy Zjednoczonego Królestwa, a setki odniosły rany. Brytyjczycy zdobyli Basrę po zaciętych walkach 6 kwietnia 2003 r. Miasto jest zamieszkane przeważnie przez szyitów, bezlitośnie prześladowanych przez reżim Saddama Husajna. Mimo represji wielu mieszkańców było stosunkowo zamożnych, Basra zachowała kosmopolityczny, liberalny jak na arabskie warunki charakter. Amerykańscy i brytyjscy stratedzy liczyli, że szyici z Basry powitają „wyzwolicieli” z otwartymi ramionami. Rzeczywiście przyjęcie początkowo było życzliwe. Żołnierze brytyjscy czuli się bezpiecznie, chodzili na patrole pieszo, zamiast hełmów zakładali kapelusze. Wojskowi i komentatorzy z Londynu chełpili się, że lepiej radzą sobie w Iraku niż Amerykanie, którzy od razu napotkali twardy opór. „Mamy doświadczenie z Irlandii Północnej, nawiązujemy przyjazne stosunki z miejscową ludnością”, głosili politycy nad Tamizą. Była to jednak iluzja. Sytuacja w południowym Iraku była zupełnie inna niż w Ulsterze. Armia brytyjska musiała operować w Basrze w środowisku całkowicie odmiennym cywilizacyjnie, religijnie i kulturowo, nie miała też w Iraku godnych uwagi sprzymierzeńców. Ponadto stratedzy w Londynie nigdy do końca nie zrozumieli, że szyici w południowym Iraku ucieszą się z upadku Husajna, ale nigdy nie zaakceptują długotrwałej obecności „niewiernych okupantów”. Tym bardziej że Irakijczycy dobrze pamiętają krwawe ekscesy brytyjskich kolonizatorów, którzy przy użyciu bombardowań lotniczych stłumili zdominowane przez szyitów powstanie i faworyzowali sunnitów, stanowiących mniejszość w kraju nad Tygrysem. W 2005 r. Basra była już miastem bardzo niebezpiecznym, do zamachów i wybuchów przydrożnych bomb dochodziło każdego dnia. Brytyjczycy zamknęli się w swoich bazach. Władzę w mieście przejęły trzy rywalizujące szyickie milicje, które skutecznie infiltrują „oficjalne” irackie siły bezpieczeństwa, liczące prawie 30 tys. policjantów i żołnierzy. Szyickie milicje to Fadhila, kontrolująca Oddziały Ochrony Ropy Naftowej, Najwyższa Rada Islamska Iraku (SIIC), która ma wpływy w służbach specjalnych, oraz najbardziej bojowa Armia Mahdiego radykalnego szyickiego duchownego Muktady al-Sadra. Sadryści zdominowali administrację portową Basry i mają najliczniejszych bojowników gotowych do męczeństwa. Milicje rywalizują o zyski z handlu
Tagi:
Krzysztof Kęciek