Niestety, wariat

Wieczory z patarafką Gdyński Uraeus to wydawnictwo poważne i bardzo ciekawe, niestety, bardzo nielubiane przez Kościół, któremu często mówi bardzo gorzkie rzeczy. Ja bym się na nie obrażał, bo mądry przeciwnik to prawdziwy skarb. I trzeba to docenić. O wydawnictwach Uraeusa pisuję nie za często, ale za to czytam je skrupulatnie. Tu jednak nie zamierzam Uraeusa chwalić, ale raczej chwytać się za głowę. A powodem tego jest wydana już ze sześć lat temu książka Waltera Papsta „Drzewo bogów. Nasze miejsce stworzenia w kosmosie”. Papst to już starszy pan pod osiemdziesiątkę, z zawodu architekt, wynalazca i projektant przemysłowy. Ale jego pasją jest historia ludzi i bogów, niestety, niestety. Spłodził bowiem książkę dziwaczną i raczej pomyloną. Przy czym o tym, że nie wszystko jest w porządku, świadczą nie tyle jego tezy kardynalne, ile metody dowodzenia. Na pozór jest to gigantyczna wiedza dotycząca niemal wszystkiego, od językoznawstwa po kosmologię i chemię. Samych twierdzeń jest wiele, a wszystkie bardzo zasadnicze. Człowiek mianowicie przybył z Saturna, który to Saturn jest wydrążony i ma w środku małe słoneczko. Tam mieszkają protoplaści człowieka, zróżnicowani i wielokształtni. Pierwszy człowiek, Adam, był owocem mariażu giganta z karlicą, a Ewa to w ogóle jeszcze inny gatunek. Dzieje człowieka zaprezentował Papst szczegółowo, ale w sposób niewiarygodnie pokiełbaszony. Cała książka jest zresztą aż gęsta od wszelakich twierdzeń, w obliczu których nawet sama madame Bławatska jest cudem klarowności i wzorem wyważonego dowodzenia. Centralnym motywem jest jednak święty jesion Ygdrasil, rosnący korzeniami w górę, który w interpretacji Papsta jest rodzajem kosmicznej windy osadzonej na Saturnie. Motyw świętego drzewa jest rzeczywiście jednym z najważniejszych wątków wszystkich prakultur, a może nawet nie jedynie pra, tylko że, na miłość Boską, całkiem nie tak, jak się nad nim Papst znęca. Trochę się tym tematem zajmowałem i wiem, że można z niego wykrzesać bardzo wiele. Nawet i Drogę Mleczną, czemu nie i krzyż, i swastykę, i jeszcze ze sto innych znaczeń, ale nie wszystkie naraz… Marzyła mi się nieraz książka łącząca wiele dyscyplin naukowych, których połączenie mogłoby rozświetlić wielkie zagadki zapomnianej historii. Ba, to się robi w rzeczywistości – pogranicza dyscyplin naukowych, obszary zachodzące na siebie są bodaj najżyźniejszym obszarem badań. Ale Papst mną wstrząsnął. Sam często uciekam w dygresje, mogę to zrozumieć, ale… Papst bardzo często odwołuje się do dowodów językowych, ale robi to jeszcze bardziej prymitywnie niż 200 lat temu poeci romantyczni. A przecież Mickiewicz płodził w tym zakresie istne potwory. Papst zestawia ze sobą współczesny niemiecki i na przykład staroegipski, tylko dlatego że wyrazy brzmią mu podobnie. Proszę: Uranus. To znaczy niemieckie „ur”, czyli „pra” i łaciński „anus”, czyli odbyt. Więc stary helleński Uran to jest po prostu „praodbytnica” czy „pradupa”. Słowo honoru, przykład autentyczny. A jest ich bardzo wiele. Mogę podejrzewać, że w innych dziedzinach jest tak samo jak w słowotwórstwie. Ustawiczna gonitwa myśli, niesłychanie pobieżnie znanych faktów, karkołomnych zestawień i w sumie gigantyczna bzdura. Autor powołuje się na obszerną bibliografię; ciekawe, nie ma w niej ani Mead, ani Frazera, ani Malinowskiego czy Eliadego, ani Junga czy Saggsa, a skądinąd Wasiliewa, Marschaka czy Frołowa. Jezu, ja też nie znam nawet cząstki potrzebnych mi książek, ale to są przecież podstawowe litery alfabetu… Może i z tego Papsta jest niezły architekt czy inny majster-klepka, nie wiem, ale jako autor jest po prostu straszny. Ja mam niezłą zaprawę w czytaniu bardzo dziwnych dziwactw i właściwie zawsze serio traktuję nawet całkiem szalone hipotezy. W tym wypadku poddałem się zupełnie. Już nie chodzi o sam stopień prawdopodobieństwa, ale bodaj o siaką taką spójność całego wywodu. Papst mógłby co najwyżej funkcjonować jako zbiór szczególnych dowcipów, ale i na to jest za nudny i za długi.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 51/2001

Kategorie: Felietony