Niestrawna Fasolowa

Niestrawna Fasolowa

Myśleli, że po 30 latach doczekają się pięknej ulicy, a mają dwugarbny wał ziemi przed domami i sprawę w sądzie Mieszkający od 30 lat w domkach jednorodzinnych przy Fasolowej zawsze czuli się torunianami VI kategorii. Piaszczysta, płaska ulica po deszczu zamieniała się w błoto, a latem wiatr wzniecał tumany kurzu. Wodę założyli im dopiero kilka lat temu, kanalizację zaś w 2008 r. Na inwestowanie w Fasolową zawsze brakowało pieniędzy. I mieszkańcy się do tego przyzwyczaili. Nawet nie protestowali. Wiadomo – VI kategoria. Decyzja o budowie ulicy zaskoczyła ich. Jerzy Nadolecki: – Dowiedzieliśmy się przypadkowo, gdy w kwietniu zadzwoniłem do Miejskiego Zarządu Dróg, żeby przysłali polewaczkę, bo tak się kurzyło na drodze, że strach było okna otwierać. Powiedzieli, że polewaczki nie przyślą, bo w maju będą robić całą ulicę. I rzeczywiście, 8 maja weszli drogowcy z ciężkim sprzętem. Prace rozpoczęły się od końca ulicy, więc pierwsi zorientowali się, że coś jest nie tak, Borowscy spod nr. 57. – Gdy przed naszym domem wyrosła góra, na której jeszcze wyżej budowlańcy zaczęli sznurkami zaznaczać linie krawężników, zaczęliśmy się niepokoić – wspomina Alicja Borowska. – Nawet robotnicy ze Skanskiej, którzy zakładali te krawężniki, kręcili głowami i mówili, że coś to wszystko za wysoko. Roboty wstrzymane Dlatego Borowscy napisali pismo do MZD w Toruniu z prośbą o zbadanie sprawy. Tamtejszy inspektor interweniował błyskawicznie i nakazał wstrzymanie robót. Jednak po dwóch godzinach prace ruszyły, bo okazało się, że wszystko jest zgodne z projektem. – Z projektem być może, ale nie z logiką, nie ze zdrowym rozsądkiem – denerwuje się Borowska. – Kto to widział, żeby na płaskiej ulicy usypywać taki wysoki wał ziemi pod jezdnię? – I jeszcze dwa wyższe pagórki po obu jej stronach na chodnik i trawniki – wtóruje żonie Wiesław Borowski. Oburzeni Borowscy zrobili listę niezadowolonych z ulicy-nasypu. Zebrali 15 podpisów. Nie wszyscy niezadowoleni chcieli się podpisać. Zwłaszcza ci pracujący w urzędzie miejskim i marszałkowskim odmawiali i przepraszali: – Nie możemy ryzykować posady – tłumaczyli. Napisali: „My, mieszkańcy Fasolowej, stanowczo protestujemy przeciw sposobowi, w jaki buduje się Fasolową. (…) Domagamy się obniżenia poziomu drogi do takiej wysokości, by stworzyć dogodny dojazd do posesji, oraz utworzenia możliwości parkowania przed posesjami (…)”. Za Społeczny Komitet Mieszkańców ul. Fasolowej podpisał się jego przewodniczący Wiesław Borowski. To i kolejne pisma, protesty, rozesłali szeroko: do MZD, miejskiego wydziału architektury, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, prezydenta Torunia, wojewody, NIK, prokuratury, Ministerstwa Infrastruktury. Wraz z postępem prac szybko stało się jasne, że choć nowy image Fasolowej mniej lub bardziej nie podoba się prawie wszystkim, to tylko niektórzy szczególnie mocno ucierpią z powodu drogi-nasypu. Najbardziej ci, którym stromy wjazd do garażu rozpoczyna się na granicy posesji. Jak u Kalinowskich pod nr. 49. – Wystarczyła ta ulewa w połowie czerwca i zalało mi garaż aż do kostek – narzeka Urszula Kalinowska. – Pierwszy raz miałam powódź, a mieszkam tu ponad 20 lat. Na szczęście w garażu leżał tylko opał, ale przecież takie zalewania w końcu mi wilgoć w domu zaprowadzą! Boję się, co to będzie, jak przyjdą roztopy – martwi się kobieta. To samo przeżyła Zofia Cętkowska, właścicielka domu nr 94. – Dwie godziny syn i ja wylewaliśmy wodę z garażu. A sięgała już do połowy łydki. Pracowaliśmy cali w strachu, bo w piwnicy mamy przecież hydrofor pod prądem! Jej też woda do domu wlała się po raz pierwszy. Strona nieparzysta, gdzie mieszkają Borowscy i Nadoleccy, protestuje najbardziej. Bo zaraz za frontowym ogrodzeniem wyrosły im strome hałdy. – Wystarczy lekki przymrozek i trochę lodu, a na tych stromiznach będziemy sobie łamać ręce i nogi – gniewnie prorokuje Jerzy Nadolecki. – Już teraz wózkiem dziecięcym czy inwalidzkim wjechać jest bardzo trudno, bo nie dość, że stromo, to jeszcze schodki ludziom za furtkami porobili – komentuje jego żona. – Piasek sięga już na wysokość mojego murku ogrodzeniowego. Pewnie prędzej czy później będzie się przesypywał do ogrodu. Trzeba budować nowy, znacznie wyższy, a to kosztuje – narzeka Zbigniew Rostkowski spod nr. 55. – Nietrudno zgadnąć, co się stanie z klinkierem na moim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 34/2009

Kategorie: Kraj