Nie przypominam sobie, by którykolwiek sąd w Polsce skazał kogokolwiek za szerzenie antysemickiej i ksenofobicznej propagandy Stowarzyszenie przeciw i ksenofobii i antysemityzmowi “Otwarta Rzeczpospolita” zwróciło się do premiera Jerzego Buzka z memorandum, w którym proponowało rozważenie kilku możliwości przeciwstawienia się przejawom obu tych zagrożeń. Tekst memorandum nie został dotychczas ogłoszony, jedynie „Gazeta Wyborcza” zamieściła kilkuzdaniową notatkę, z której wynikało że Stowarzyszenie chciałoby zakazania faszystowskiej NOP oraz wstrzymania przez „Ruch” kolportażu tygodników „Myśl Polska” i „Nasza Polska”. W istocie memorandum wymieniało siedem tytułów szczególnie jadowitych publikacji skrajnej prawicy. Zawierało też propozycje pozytywne, dotyczące będących obecnie w przygotowaniu programów dla nowych liceów; jak mnie poinformowano, w tej ostatniej sprawie reakcja była szybka i pozytywna, wiceminister Dzierzgowska w imieniu MEN już się skontaktowała a prawicą rynsztokową i chuligańską z inicjatorami. W sytuacji informacyjnego niedowładu reakcja publiczna sprowadziła się najpierw do felietonu Marka Beylina w „Gazecie Wyborczej”, który wystąpił przeciw ograniczaniu wolności prasy. Stanowisko Beylina, który jest stałym felietonistą – komentatorem „Gazety Wyborczej”, pisma bardzo przywiązanego do wolności prasy, a na pewno przeciwnego i ksenofobii, i antysemityzmowi, ilustruje niewątpliwy konflikt wartości, który towarzyszy demokratom od pamiętnego “Nie ma wolności dla wrogów wolności” Saint-Justa. Nie można tego powiedzieć o ogłoszonym przez „Nasz Dziennik” proteście pp. Stefana Kurowskiego i Jerzego Roberta Nowaka, publicystów tej właśnie prasy, o której mową w memorandum, Panowie bronią po prostu swej trybuny i nie mają żadnych wątpliwości. Tak więc, opinia Beylina z pewnością nie jest bezzasadna, aczkolwiek brzmiałaby bardziej przekonująco, gdyby autor protestował był również przed dwoma miesiącami, kiedy jednoosobowa spółka skarbu państwa „Ruch” wyeliminowała z rynku miesięcznik „Zły”, fatalnie zmężniej Daniszewskiej Urbanowej. Ale wbrew pozorom nie w tym konflikcie wartości tkwi istota sprawy. „Otwarta Rzeczpospolita” nie domaga się zakazu publikacji (konstytucyjnie niemożliwego). Nie domaga się również wyeliminowania z rynku: „Ruch” nie jest już monopolistą, ma tylko tzw. dominującą pozycję, a publikacje, które są np. sprzedawane przed tylu kościołami, dawałyby sobie radę i bez „Ruchu”. „Otwarta Rzeczpospolita” chciała więc tylko, żeby premier spowodował, by jego minister skarbu nakazał zarządowi swego przedsiębiorstwa „Ruch” wstrzymanie kolportażu owych pisemek. Przeciwnicy takiego kroku mogą powiedzieć – i będą mieli rację! – że premier i rząd nie są właściwym adresatem apelu, że w ogóle nigdy nie trzeba wzywać władzy wykonawczej, by ingerowała przeciw słowu nawet wrednemu. Właściwym adresatem jest sąd. Ale nie przypominam sobie, by którykolwiek sąd w Polsce skazał kogokolwiek za szerzenie antysemickiej i ksenofobicznej propagandy. Trzeba by otwartego wezwania do pogromu, a i wtedy znajdą się powody, żeby umorzyć śledztwo z tytułu “małej szkodliwości społecznej”. Bezkarność, z którą usiłuje, sobie poradzić „Otwarta Rzeczpospolita”, wynika przede wszystkim z powodów politycznych. Dzienniki i ugrupowania prawicowe, które mają okna od frontu i należą do salonu politycznego, nie potrafią zrobić i nie chcą postawić bariery pomiędzy sobą a prawicą rynsztokową i chuligańską, jak to na przykład potrafiła prawicą francuska, odcinając się od Le Pena. Ostatecznie nawet autorów można znaleźć tych samych – i tu, i tam. Spektrum kulturalno-polityczne polskiej prawicy jest ciągłe i nieprzerwane, choć oczywiście, oba jego końce bardzo się od siebie różnią. Nie na tyle jednak, żeby wypowiedzieć sobie… solidarność. A całkiem na marginesie. Komisja Dyscyplinarna Uniwersytetu Opolskiego usunęła z uczelni dr. Dariusza Ratajczaka i na trzy lata pozbawiła go prawa wykonywania zawodu za “uchybienie godności nauczyciela akademickiego i dobremu imieniu uczelni oraz środowiska akademickiego” przez tzw. kłamstwo oświęcimskie. Wśród zapytywanych przez „Gazetę Wyborczą” naukowców i rektorów tylko jeden, prof. Marek Grzelewski, oświadczył, że nie miałby nic przeciw zatrudnieniu Ratajczaka, choć trzeba by to przedyskutować z senatem. Pan Grzelewski jest rektorem prywatnej Wyższej Szkoły Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie. Prof. Jerzy Szacki z Uniwersytetu Warszawskiego wiedział, co mówi, wyrażając w tejże ankiecie “żal, że inne uczelnie, w których wykładają osoby głoszące podobne poglądy – bo pan Ratajczak nie jest tu odosobniony – nie reagują tak samo”. Autor jest korespondentem politycznym paryskiej “Kultury” Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Krzysztof Wolicki