Rozmowa z Adamem Nowakiem, liderem grupy Raz Dwa Trzy Są rzeczy, które artysta musi przewidzieć. Nieważne, czy człowiek gra, śpiewa, czy pisze książki. Musi przewidzieć, jakie będą konsekwencje jego działań – „Piosenka – mimo że sztuka mniejsza to pod względem proporcji – bije na głowę wszystko inne” – tak brzmi twoja definicja twórczości Raz Dwa Trzy. – Nieco tę próbę definicji uprościłem. Teraz mówię: „Piosenka jest sztuką mniejszą, która czasem wiele może”. To znacznie lepiej brzmi, zgrabniej. Bliskie mi jest poszukiwanie. W związku z tym i piosenki nie mają stałych aranżacji. Coraz częściej dokonuję zmian, które pasują albo nie pasują, ale odpowiadają temu stanowi ducha, myśli, intelektu oraz odczuwania, jaki obecnie prezentuję. Z tego powodu na naszej nowej płycie pojawią się takie piosenki, które w momencie premiery już będą zmienione. Już teraz mają po kilka wersji. Ja mam nieustający głód zmian. To mnie kiedyś zje (śmiech). Przypuszczam, że ten głód doprowadzi do jakiejś dekonstrukcji. Ale on jest teraz nieodzowny. Nabraliśmy jako zespół pewnej sprawności manualnej wydobywania dźwięków z instrumentów. Przychodzi to teraz znacznie łatwiej i szybciej. Często na koncercie wykonujemy jakiś utwór i już więcej w ten sam sposób tego nie powtarzamy. Nie dlatego, że było coś skopane. Przypomina mi to nieco granie jazzowe, aczkolwiek Raz Dwa Trzy nie gra muzyki jazzowej. Stosujemy elementy myślenia jazzowego. Miksujemy folk z jazzem, bluesem, rocka z tzw. piosenką poetycką. Zadbać o swój ślad – Dla wielu fanów waszej muzyki sztandarowym utworem jest „Pod niebem (pełnym cudów)”. Song delikatny, w którym każdy znajdzie i wolę życia, i uspokojenie, i relaks. Powiedziałeś, że napisałeś ją w strasznym dołku, w jakimś chorobowym stanie, z gorączką. – Gdzieś na początku lat 90. cierpiałem na przewlekłe bóle głowy. Co tylko zabierałem się do zrobienia czegoś, to zaraz ten ból. Z reguły bierzesz pigułkę, chwilę odczekujesz i już… W moim przypadku tak nie było. Tych bólów nie dało się niczym uśmierzyć. Na szczęście wszystko przeszło, ale piosenka powstała właśnie w bardzo złym stanie samopoczucia, to ból doprowadził mnie do tych słów. Wszystko odbyło się właściwie w niespełna 20 minut. Razem z tekstem, muzyką i aranżacją gitarową. I jest do dziś. Gramy ją od 17 lat. Mógłbym wyjść dzisiaj i ją zaśpiewać. I ona niczym by się nie różniła od tamtej pierwszej wersji. Ręczę za nią głową i mogę ją sobie nawet zaśpiewać na pogrzebie. Mówię to świadomie, bo to taki utwór, w którym intuicyjnie słowo doprowadziło mnie do końca. Podążyłem za nim i stało się. – Ostatnio pokazałem teledysk do piosenki „Trudno nie wierzyć w nic…” młodym dziewczynom i nobliwym paniom, które chorują na stwardnienie rozsiane. Niektóre już ją znały. Ale song podbity obrazem zrobił na nich kolosalne wrażenie. I stwierdziły, że zaraz „biorą się za siebie”, bo trudno nie wierzyć w nic. – To dość niesamowite. Ja w ogóle nie chciałem kręcić teledysku do tej piosenki. Dla mnie sama w sobie była już tak wyraźnym obrazem, że nie powinno się go komentować. Ale tych pięć czy sześć scenariuszy się pojawiło. Po przeczytaniu chyba trzech uznałem, że wszystkie są absolutnie nie na temat. I wtedy Anna Maliszewska, która przedstawiała nam dwa inne scenariusze, miała gdzieś z tyłu na kartce napisane jedno zdanie, że „można znaleźć bezrękiego malarza, którego można byłoby opowiedzieć w tym teledysku”. Gdy przeczytałem to zdanie, powiedziałem: „Robimy!”. Sam jednak nie wiedziałem, jak to będzie wyglądało. Ania tak to nakręciła, że nie ma w tym teledysku ani epatowania inwalidztwem, ani nachalnego umoralniania, że jak nauczysz się czegoś, to wtedy… itd. Jest ciepło i jest najzwyczajniejsza w życiu akceptacja. To obrazek o akceptacji i o miłości, i o przywiązaniu. W tym wszystkim najważniejszy jest dotyk. Jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do dotyku dłońmi, to tam, w klipie, jest on zastąpiony stopami. Są oczywiście różni ludzie. Czytałem różne komentarze na ten temat. Pisali je ludzie, którzy byli wrażliwsi, gdy byli dziećmi. Natomiast teraz są niewrażliwi i uważają, że dotykanie kogoś stopami jest obrzydliwe. Ale oni kompletnie nie rozumieją współistnienia ludzi między sobą. Bo zauważ, że to już jest zapowiedź takiego stylu bycia correct. To znaczy: „zawsze jestem czysty, zawsze jestem ubrany, nigdy nie będę chorował, obiecuję, że nie będziesz musiał się mną
Tagi:
Tomasz Wybranowski