Agent Tomek i były szef CBA zapowiadają, że w odpowiednich okolicznościach wrócą do sprawy Bogusława Seredyńskiego Afera podsłuchowa nabierała tempa, a Bogusław Seredyński, prezes nieistniejących już Wydawnictw Naukowo-Technicznych, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że skądś to zna. Podsłuchy, taśmy, potajemne nagrania… W 2009 r. przygotowywał WNT, spółkę skarbu państwa, do prywatyzacji w drodze przetargu. Firma miała się świetnie i wszyscy w niej byli pełni optymizmu. Wśród oferentów znalazł się udający biznesmena agent CBA Tomasz Kaczmarek. Wówczas nieznany, spokojnie wykonywał swoją robotę. Nagrywał rozmowy i na swój sposób montował łapówkarską aferę. Mimo kategorycznej odmowy przyjęcia pieniędzy Seredyński został w momencie upojenia alkoholowego „uszczęśliwiony” odpowiednim plikiem banknotów. Minęło trochę czasu, zanim wytrzeźwiał i dotarło do niego, że mimo woli został łapówkarzem. Zdążył nawet zadzwonić do Tomka i zażądać ich zabrania, ale panowie w kominiarkach byli już w drodze i aresztowali go w pracy, w obecności podwładnych. Pieniądze pozostawione w domu, tam, gdzie położyli je agenci (Tomek miał pomocnika), miały być oczywistym dowodem w sprawie. Areszt, przesłuchania w prokuraturze i mimo oczyszczenia – dalsza udręka. Żeby ta sieć, w którą Seredyński miał się zaplątać, była pewniejsza, agent Tomek postarał się z nim zaprzyjaźnić. W czasie naszego poprzedniego spotkania Bogusław Seredyński zrelacjonował „Przeglądowi” swoją historię – mógł już wówczas cieszyć się oczyszczeniem z wszelkich zarzutów, trwał też jego proces o odszkodowanie. Opowiadał, jak to agent Tomek na różne sposoby próbował wzbudzać zaufanie. Okazywało się, że słucha podobnej muzyki albo interesują go podobne książki. Naprawdę świetnie się z nim gawędziło. To wszystko, oceniał później poszkodowany, było wyłącznie perfekcyjnym przygotowaniem się do akcji. Były prezes WNT nie był jedynym tak oszukanym. Jak wyszła na kontaktach z agentem, atrakcyjnym dla kobiet (choć pewnie nie wszystkich) posłanka Sawicka? A Weronika Marczuk – zaplątana, następnie zaś również oczyszczona z Tomkowych pomówień? Właśnie, te sprawy – Seredyńskiego i Marczuk – miały się wiązać. Chociaż były prezes gdzieś usłyszał, że w zasadzie oberwał przy okazji i niech nie będzie taki zarozumiały, nie o niego głównie chodziło. To „przy okazji” złamało mu życie. Życie po aferze Dwa lata temu był jeszcze pełen optymizmu. Przecież wszystko się wyjaśniło. W drodze wyjątku pozwolono mu nawet zapoznać się z nagraniami Tomka. Stąd m.in. wie, że udający miłośnika muzyki i dobrej literatury agent wśród swoich wyrażał się tak jak bohaterowie niedawno ujawnionych nagrań. Wobec Seredyńskiego prokurator nie sformułował zarzutów, prezes WNT nigdy więc nie był oskarżony o to, w co usiłowano go wrobić. Śledztwo zostało zamknięte, sprawa po jakimś czasie w ogóle powinna przestać istnieć, nawet w dokumentach. Można było za to określić skalę poniesionych strat i wystąpić do sądu. Wtedy wierzył w wartość swojego wykształcenia i doświadczenia zawodowego, które przed tą sprawą zapewniało mu atrakcyjną pracę i niemal pewną dalszą karierę. Prawdziwi potencjalni nabywcy WNT stwierdzali, że chętnie widzieliby go nadal na stanowisku prezesa. Firma kwitła, a on wiedział, jak ją dodatkowo rozwinąć. A gdyby nawet tam się nie powiodło, miał jeszcze wiele pomysłów. Kiedy matactwa agenta Tomka się wydały i stało się jasne, że Seredyński był niesłusznie oskarżany, zaczął się starać o odpowiednią pracę i po wstępnych rozmowach był niemal pewien powodzenia. Mieszkał wtedy z dziewczyną. Po rozbiciu związku z powodu łapówkarskich podejrzeń znalazł nową miłość. Był to chyba jedyny jasny moment tych lat po aferze. Zaczepili się więc w wynajętym mieszkaniu na peryferiach Wałbrzycha, miasta, gdzie spędził wczesną młodość. Żyli skromnie, żeby nie powiedzieć biednie, ale wierzył, że to jeszcze tylko kilka dni. Bo ta świetna praca jest prawie pewna. Wkrótce wróci do życia, jakie prowadził przed aferą. Zmień pan nazwisko Po dwóch latach spotykam się z Bogusławem Seredyńskim we Wrocławiu. Definitywnie zamknął wałbrzyski etap. Zadrą pozostało brutalne zakończenie kilkumiesięcznej działalności kawiarenki artystycznej w Szczawnie-Zdroju i parę inicjatyw, w których uczestniczył, przeważnie nieoficjalnie. Jego dawny optymizm znikł. – Od tego czasu ponad 700 razy składałem CV w różnych miejscach. Uczestniczyłem w 40 konkursach, później odwoływanych, unieważnianych lub takich,
Tagi:
Violetta Waluk