Jeżeli osiem lat rządów PiS nie wystarczyło, by partia ta przestała być liderem sondaży, to może na ostatniej prostej dokona tego przynajmniej minister Zbigniew Rau? W miniony poniedziałek, 2 października, odbyła się w Kijowie historyczna narada 23 ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej. Polskiego ministra na niej nie było – zastępował go wiceminister Wojciech Gerwel, nadzorujący w MSZ… politykę azjatycką! Rau, komentując swoją absencję, uznał, że stosunki polsko-ukraińskie weszły w etap „dekoniunktury”. Oto więc kolejny piruet PiS. Partia ta, sprzeciwiając się w Unii Europejskiej „dryfowi federalistycznemu” (to była dla niej sprawa fundamentalna), stowarzyszała się niegdyś z ugrupowaniami najbardziej skrajnymi, prawicowymi i konserwatywnymi. Wyrażały one jednak sympatię do Rosji. PiS Rosji nie lubi, lecz o ileż ważniejsze było dlań podkopywanie Unii. Jeszcze zatem pod koniec stycznia 2022 r., gdy wiadomo już było o szykującej się agresji Rosji na Ukrainę, premier Mateusz Morawiecki wziął udział w szczycie eurosceptyków w Madrycie. Co się jednak okazało? Po wybuchu wojny, wobec proukraińskiej postawy polskiego społeczeństwa, trzeba było z tego sojuszu się wyplątać. PiS nastawiło się więc na pomoc Ukrainie, choć była to czasem pomoc przedziwna. Jej symbolem stała się kijowska deklaracja Jarosława Kaczyńskiego o wysłaniu na Ukrainę „misji pokojowej ONZ”, która „mogłaby się bronić”. Ta deklaracja, z nikim niekonsultowana, wprawiła świat w konsternację, bo była ni mniej, ni więcej, tylko zaproszeniem do III wojny światowej. Ale przynajmniej słowa i gesty polskiego prezydenta wydawały się stałe. Dziś wszystko znów się zmieniło. I znów o 180 stopni. Najpierw, wbrew Unii Europejskiej, premier Morawiecki przedłużył embargo na ukraińskie zboże. Potem oświadczył, że Polska nie będzie już wysyłać Ukraińcom broni. Obie te deklaracje, wygłaszane przez człowieka, który dopiero co strofował Europę (zwłaszcza Niemcy) za niedostateczną pomoc Ukrainie, wywołały dość powszechne osłupienie. Na koniec, w odpowiedzi na przemówienie w Nowym Jorku rozgoryczonego Zełenskiego, Morawiecki zaczął grozić: „Panie prezydencie Wołodymyrze Zełenski, niech pan nie waży się obrażać Polaków!”. Natychmiast front zmienił także dr Duda, który porównał Ukrainę do człowieka, który tonie. Dla narodu walczącego z agresją trudno o coś bardziej obraźliwego. Zełenski nie spotkał się więc z Dudą, a przejeżdżając wkrótce potem przez Polskę, nie spotkał się też z nikim z rządzących. Rau świecił nieobecnością w Kijowie, ale tego samego dnia znalazł czas na takie oto refleksje: „Donald Tusk mówi o potrzebie zaprowadzenia w Polsce pewnego porządku, który mamy zawdzięczać związkom z kulturą Zachodu, a jak on to rozumie – z kulturą niemiecką. Należy pamiętać, że Niemcy najintensywniej zabiegali o wprowadzenie swoich porządków na ziemiach polskich w czasach zaborów i okupacji III Rzeszy. (…) Nie będzie niemieckich porządków w Polsce”. Że PiS mówi coś takiego o przywódcy opozycji – do tego już przywykliśmy (choć w ustroju demokratycznym to niesłychane). Ale że akurat minister spraw zagranicznych wygłasza takie bezinteresownie obraźliwe opinie o Niemczech – naszym sąsiedzie i sojuszniku – to rzeczywiście jest jakaś nowość. Rau po raz kolejny więc pokazał, że polityka PiS miota się od ściany do ściany. I że polega głównie na szczuciu na sojuszników. Czyli że nie ma tu żadnej polityki. To, co nazywamy polityką zagraniczną, jest w PiS funkcją polityki wewnętrznej. Cóż się dziwić, że pozycja Polski w świecie gwałtownie pikuje. Przeciętny obywatel tego nie dostrzega, ocknie się jednak, gdy – jako partnera niewiarygodnego i nielojalnego – wyproszą nas ze strefy Schengen. Na granicach Polski już teraz wróciły kontrole. W wyniku rządów PiS staliśmy się chorym człowiekiem Europy. W naszym położeniu geopolitycznym jest to dramat. Lecz mimo wszystko nie sądzę, by wszelkie te popisy Raua były w stanie wpłynąć na sondaże. Cóż, nic nowego pod słońcem: zwyczajne PiS. Nie pojmuję natomiast, jak ludzie mogą wciąż mówić: „Nie mam na kogo głosować”. Polski indywidualizm? Raczej polska pycha! A może nawet nie tyle pycha, ile obłuda. Bo dzisiejsi niezdecydowani zazwyczaj dobrze wiedzą, czym jest PiS. Tyle że darzą go irracjonalną miłością. Pewien znajomy zgadza się ze mną we wszystkim, ale skoro nikt mu nie przedstawił godnej go oferty, będzie głosował na… zgadnij, koteczku. Tak, będzie głosował na PiS! Niezdecydowani, obudźcie się! a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl Share