Niezniszczalny dotrzymał słowa

Niezniszczalny dotrzymał słowa

Williams driver Robert Kubica of Poland gets out of his car during the first free practice at the Yas Marina racetrack in Abu Dhabi, United Arab Emirates, Friday Nov. 23, 2018. The Emirates Formula One Grand Prix will take place on Sunday. (AP Photo/Kamran Jebreili)

Kubica na torze Formuły 1 to w historii światowego sportu jeden z największych powrotów Wydawało się to niemożliwe! Nikt, oprócz Roberta Kubicy, nie wierzył, że wróci na tory Formuły 1. Nawet jego rodzice, Anna i Artur, którzy go znają najlepiej. Wiedzieli, że ich syn zrobił wszystko, ale byli przygotowani, że to jednak ponad jego siły i ograniczenia zdrowotne. – Rozumiem, że z ludzkiego punktu widzenia trudno uwierzyć w mój powrót – mówi Robert Kubica. – Tylko ja wierzyłem, że jak się nie poddam, to wrócę! 27 skomplikowanych złamań Jego tragiczna historia poruszyła cały świat. Był 6 lutego 2011 r. Wtedy podczas rajdu Ronde di Andora we Włoszech doszło do wypadku. To był pierwszy odcinek specjalny. Na jednym z zakrętów prowadzona przez Kubicę skoda uderzyła lewą stroną w barierę, która przebiła karoserię i przygniotła Roberta. Jego pilot nie odniósł żadnych obrażeń. Przyczyną wypadku były mokry asfalt i szybkość. Według praw fizyki nie można było tego uniknąć. Ciężko rannego kierowcę helikopterem przetransportowano do szpitala. Operacja trwała siedem godzin. Potem pacjent był w wielogodzinnej śpiączce farmakologicznej. – To cud, że z tego wyszedł – powiedział jeden z lekarzy. Walka o życie Roberta trwała tydzień. Groziła mu amputacja ręki, nie ruszał palcami. Stwierdzono u niego 27 złamań: ramion, prawej dłoni, nadgarstka, stopy. Trudno było zliczyć wszystkie wielomiejscowe złamania i pęknięcia. Najgroźniejszy był uraz prawej ręki, która do dziś nie jest w pełni sprawna. Musiał sobie poradzić z najtrudniejszą kontuzją dla kierowcy. – Ręka jest nie do uratowania – straszyli najwybitniejsi ortopedzi. – Po takim urazie pacjent nie utrzyma w dłoni nawet łyżeczki. Tylko Robert nie tracił nadziei. Kilka dni po wypadku, będąc pod wpływem leków na oddziale intensywnej opieki, nie w pełni świadomy, już mówił o powrocie. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy – szeptał – żeby jak najszybciej wrócić. Na początek kierownica roweru Kiedy uniknął śmierci, zaczęły się heroiczne zmagania, by uniknąć inwalidztwa. On zawsze lubił rywalizację, nie tylko na torze, ale także w życiu prywatnym. Rozpoczęło się drugie życie Roberta. To osiem lat pobytu w salach operacyjnych i ośrodkach rehabilitacyjnych. Setki godzin cierpienia i poświęcenia. Przetrwał ciężkie depresje, rozstanie z wieloletnią partnerką Edytą Witas. Wykazał się odwagą, determinacją i niewyczerpaną pasją. Żeby mieć namiastkę trzymania w ręku kierownicy, zaczął jeździć rowerem. – Mam za sobą piekielnie trudny okres – opowiadał w gronie przyjaciół – z momentami wściekłości, strachu i wątpliwości. Nie załamał się. Od psychologów słyszał historie innych sportowców, którzy byli na krawędzi życia i wrócili. Tak jak Aleksandr Popow, rosyjski pływak, mistrz olimpijski z igrzysk w Barcelonie w 1992 r., który został raniony nożem w serce przez sprzedawcę arbuzów w Moskwie w sierpniu 1996 r. Z trudem uratowano mu życie. A on dokładnie rok po wypadku wystartował i zdobył złote medale na mistrzostwach Europy. A w styczniu 1998 r. został mistrzem świata w Perth. Przez następne osiem lat Popow nie przegrał żadnego wyścigu na dystansie 100 m kraulem. – Robert zapoznał się też z innymi historiami tych, którzy się odrodzili, żeby znów święcić triumfy – opowiada jeden z psychologów. – To pływaczka Otylia Jędrzejczak, kierowca Niki Lauda, narciarz Hermann Maier, koszykarz Magic Johnson, piłkarz ręczny Karol Bielecki. Wszystkie te przykłady dawały nadzieję, ale on największą motywację miał w sobie. Zawsze wiedział, co chce osiągnąć, i cierpliwie dążył do obranego celu. Za kierownicą debiutował jako zaledwie czterolatek, prowadząc dziecięce autko elektryczne. Rodzinny Kraków opuścił w 1997 r. i wyjechał do Włoch. – W wieku 14 lat ciężko być dorosłym – wspomina Artur Kubica, ojciec. – Robert, niezależnie od wieku, zawsze był dojrzały! Edukację zakończył na szkole podstawowej. Szkołę średnią przerwał, bo kolidowała z pasją do samochodów. Był samoukiem. Dziś biegle włada czterema językami: angielskim, niemieckim, włoskim i francuskim. Pierwszym jego życiowym dramatem był egzamin na prawo jazdy. Robert, wówczas 16-letni, miał ogromne kłopoty ze zdaniem egzaminów praktycznych. Podobno instruktor nauki jazdy miał powiedzieć, że nie będzie z niego dobry kierowca. Od 18. roku życia sam kierował swoją karierą i samotnie mieszkał we Włoszech.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 48/2018

Kategorie: Sport