Kubica na torze Formuły 1 to w historii światowego sportu jeden z największych powrotów Wydawało się to niemożliwe! Nikt, oprócz Roberta Kubicy, nie wierzył, że wróci na tory Formuły 1. Nawet jego rodzice, Anna i Artur, którzy go znają najlepiej. Wiedzieli, że ich syn zrobił wszystko, ale byli przygotowani, że to jednak ponad jego siły i ograniczenia zdrowotne. – Rozumiem, że z ludzkiego punktu widzenia trudno uwierzyć w mój powrót – mówi Robert Kubica. – Tylko ja wierzyłem, że jak się nie poddam, to wrócę! 27 skomplikowanych złamań Jego tragiczna historia poruszyła cały świat. Był 6 lutego 2011 r. Wtedy podczas rajdu Ronde di Andora we Włoszech doszło do wypadku. To był pierwszy odcinek specjalny. Na jednym z zakrętów prowadzona przez Kubicę skoda uderzyła lewą stroną w barierę, która przebiła karoserię i przygniotła Roberta. Jego pilot nie odniósł żadnych obrażeń. Przyczyną wypadku były mokry asfalt i szybkość. Według praw fizyki nie można było tego uniknąć. Ciężko rannego kierowcę helikopterem przetransportowano do szpitala. Operacja trwała siedem godzin. Potem pacjent był w wielogodzinnej śpiączce farmakologicznej. – To cud, że z tego wyszedł – powiedział jeden z lekarzy. Walka o życie Roberta trwała tydzień. Groziła mu amputacja ręki, nie ruszał palcami. Stwierdzono u niego 27 złamań: ramion, prawej dłoni, nadgarstka, stopy. Trudno było zliczyć wszystkie wielomiejscowe złamania i pęknięcia. Najgroźniejszy był uraz prawej ręki, która do dziś nie jest w pełni sprawna. Musiał sobie poradzić z najtrudniejszą kontuzją dla kierowcy. – Ręka jest nie do uratowania – straszyli najwybitniejsi ortopedzi. – Po takim urazie pacjent nie utrzyma w dłoni nawet łyżeczki. Tylko Robert nie tracił nadziei. Kilka dni po wypadku, będąc pod wpływem leków na oddziale intensywnej opieki, nie w pełni świadomy, już mówił o powrocie. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy – szeptał – żeby jak najszybciej wrócić. Na początek kierownica roweru Kiedy uniknął śmierci, zaczęły się heroiczne zmagania, by uniknąć inwalidztwa. On zawsze lubił rywalizację, nie tylko na torze, ale także w życiu prywatnym. Rozpoczęło się drugie życie Roberta. To osiem lat pobytu w salach operacyjnych i ośrodkach rehabilitacyjnych. Setki godzin cierpienia i poświęcenia. Przetrwał ciężkie depresje, rozstanie z wieloletnią partnerką Edytą Witas. Wykazał się odwagą, determinacją i niewyczerpaną pasją. Żeby mieć namiastkę trzymania w ręku kierownicy, zaczął jeździć rowerem. – Mam za sobą piekielnie trudny okres – opowiadał w gronie przyjaciół – z momentami wściekłości, strachu i wątpliwości. Nie załamał się. Od psychologów słyszał historie innych sportowców, którzy byli na krawędzi życia i wrócili. Tak jak Aleksandr Popow, rosyjski pływak, mistrz olimpijski z igrzysk w Barcelonie w 1992 r., który został raniony nożem w serce przez sprzedawcę arbuzów w Moskwie w sierpniu 1996 r. Z trudem uratowano mu życie. A on dokładnie rok po wypadku wystartował i zdobył złote medale na mistrzostwach Europy. A w styczniu 1998 r. został mistrzem świata w Perth. Przez następne osiem lat Popow nie przegrał żadnego wyścigu na dystansie 100 m kraulem. – Robert zapoznał się też z innymi historiami tych, którzy się odrodzili, żeby znów święcić triumfy – opowiada jeden z psychologów. – To pływaczka Otylia Jędrzejczak, kierowca Niki Lauda, narciarz Hermann Maier, koszykarz Magic Johnson, piłkarz ręczny Karol Bielecki. Wszystkie te przykłady dawały nadzieję, ale on największą motywację miał w sobie. Zawsze wiedział, co chce osiągnąć, i cierpliwie dążył do obranego celu. Za kierownicą debiutował jako zaledwie czterolatek, prowadząc dziecięce autko elektryczne. Rodzinny Kraków opuścił w 1997 r. i wyjechał do Włoch. – W wieku 14 lat ciężko być dorosłym – wspomina Artur Kubica, ojciec. – Robert, niezależnie od wieku, zawsze był dojrzały! Edukację zakończył na szkole podstawowej. Szkołę średnią przerwał, bo kolidowała z pasją do samochodów. Był samoukiem. Dziś biegle włada czterema językami: angielskim, niemieckim, włoskim i francuskim. Pierwszym jego życiowym dramatem był egzamin na prawo jazdy. Robert, wówczas 16-letni, miał ogromne kłopoty ze zdaniem egzaminów praktycznych. Podobno instruktor nauki jazdy miał powiedzieć, że nie będzie z niego dobry kierowca. Od 18. roku życia sam kierował swoją karierą i samotnie mieszkał we Włoszech.