Niższa izba wyższa

Niższa izba wyższa

13.02.2004 WARSZAWA. Prezydent Aleksander Kwasniewski podczas konferencji prasowej propozycje zmian w ordynacji wyborczej do senatu. n/z L-P Aleksander Kwasniewski, Longin Pastusiak, Jolanta Szymanek-Deresz fo.Witold Rozbicki/REPORTER polityka

Senat, który narodził się jako awangarda polskiej demokracji, szybko stał się tej demokracji patologią Współczesna polska demokracja narodziła się 4 czerwca 1989 r. O tej prawdzie coraz częściej się zapomina, gdyż zgodnie z dominującą dziś prawicową „polityką historyczną” wybory, które odbyły się tamtego dnia, były „kontraktowe”, czyli niedemokratyczne. Ów demoniczny „kontrakt”, swoisty pakt z diabłem, zawarty został z komunistami przez – jak można nieraz usłyszeć – „agentów gen. Kiszczaka”. W takiej narracji czerwcowe głosowanie nie może uchodzić za początek polskiej demokracji i pierwszy krok do odzyskania pełnej suwerenności, a za bohaterów narodowych mogą być uznani jedynie ci, którzy tamte wybory bojkotowali: Kornel Morawiecki, Jan Olszewski, Antoni Macierewicz. Oczywiście to prawda, że Sejm wyłoniony w 1989 r. nie pochodził w większości z wolnych wyborów. Ale już Senat – tak! I to właśnie wybory do Senatu 4 czerwca 1989 r. były pierwszymi po II wojnie światowej w pełni wolnymi i demokratycznymi wyborami w Polsce. Były też pierwszymi wyborami od 1922 r., w których władza nie wykorzystywała swojej przewagi nad opozycją. Jednym słowem, wybory senackie z 1989 r. były tym głosowaniem, które przywracało w naszym kraju uczciwą demokrację po dziesięcioleciach rządów najpierw sanacji, a potem PPR i PZPR. A przecież tych wyborów mogło nie być! W roku 1989 miały się odbyć jedynie kolejne wybory do Sejmu PRL – po upływie czteroletniej IX kadencji. To, że X kadencja nie była już taka sama jak wszystkie poprzednie w czasach Polski Ludowej, jest historyczną zasługą ludzi, którzy doprowadzili do rozmów Okrągłego Stołu i zawarcia porozumienia z opozycją skupioną wokół Lecha Wałęsy. A konkretnie – historyczną zasługą generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Jednak w pierwotnych planach zarówno władzy, jak i opozycji Senatu po prostu nie było. Negocjacje dotyczyły jedynie udziału posłów Solidarności w nowym Sejmie. Senat pojawił się podczas impasu w rozmowach okrągłostołowych, gdy strona solidarnościowa nie chciała zaakceptować propozycji podziału mandatów sejmowych: 65% dla władzy, 35% dla opozycji, łącznie z wyborem gen. Jaruzelskiego na prezydenta. Wówczas impas został przełamany dzięki młodemu ministrowi z PZPR, Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, który zaproponował przeprowadzenie równocześnie w pełni wolnych wyborów do drugiej izby parlamentu. Propozycja została przyjęta i dzięki temu polska demokracja mogła na nowo się narodzić. Plebiscyt zamiast wyborów Z pierwszych wyborów do Senatu III RP pamięta się zwykle tylko to, że kandydaci Solidarności uzyskali niemal całkowite zwycięstwo, zdobywając 99 ze 100 mandatów (ostatni mandat uzyskał biznesmen z branży mięsnej Henryk Stokłosa w województwie pilskim). Nie pamięta się natomiast okoliczności tamtej kampanii i zasadniczej różnicy w podejściu poszczególnych sił politycznych do wyborów. Otóż Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie, który decydował o strategii obozu Solidarności, potraktował tamto głosowanie jako plebiscyt i wystawił tylko po jednym kandydacie na każdy mandat senacki (przypadały po dwa mandaty na każde ówczesne województwo z wyjątkiem największych – warszawskiego i katowickiego, które wybierały po trzech senatorów). Zupełnie inne było podejście PZPR i jej stronnictw sojuszniczych – Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego. Tutaj po raz pierwszy w dziejach Polski Ludowej nie obowiązywała żadna dyscyplina ani nawet wspólna taktyka. Po prostu obóz władzy potraktował wybory do nowej izby jako festiwal demokracji i umożliwił kandydowanie każdemu, kto miał na to ochotę. A ochotę – jak się okazało – miało wielu, licząc nie tyle na poparcie struktur partyjnych, ile na magię własnego nazwiska. Dlatego nie powinna dziwić ogromna liczba ówczesnych „celebrytów” (znanych przede wszystkim z telewizji, radia i prasy), którzy zdecydowali się kandydować do Senatu. Rekordowe pod tym względem było województwo warszawskie, w którym o trzy mandaty ubiegało się aż 32 kandydatów! Byli wśród nich m.in. twórca Monaru Marek Kotański, działaczka na rzecz dzieci Maria Łopatkowa (związana z ZSL), były minister i publicysta Kazimierz Kąkol, wieloletni dyplomata Stanisław Trepczyński, dziennikarz, korespondent zagraniczny Marian Podkowiński, prezenter telewizyjny Tadeusz Sznuk, lekarz i kompozytor Jerzy Woy-Wojciechowski, generał w stanie spoczynku Roman Paszkowski, pierwszy dyrektor CBOS Stanisław Kwiatkowski czy publicysta historyczny Jerzy Robert Nowak (wówczas członek władz SD, później idol

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 22/2023

Kategorie: Historia