Są czasami chwile, o których filozofom się nie śniło i których nawet najodważniejszy umysł nie był w stanie przewidzieć. Tak komentowano w MSZ świąteczne wystąpienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w którym wymieniał priorytety w polskiej polityce zagranicznej. I sojuszników – Azerbejdżan, Gruzję, Ukrainę, Litwę i Czechy. I jeszcze Francję. I Stany Zjednoczone na zawsze. Jak to połączyć? Dlaczego Czechy, a nie Słowacja? Dlaczego Gruzja, a nie Kazachstan? Jakąż to linię polityki zagranicznej można wyrysować na podstawie prezydenckich wskazówek? Ano żadną. Prezydent wymienił po prostu kraje, w których był miło witany. I Stany Zjednoczone na dodatek, bo przed Ameryką to on zawsze z ukłonem. Tak poznaliśmy horyzonty polityki zagranicznej Belwederu. Aha, i jeszcze jedno – po MSZ poszła pogłoska, że prezydent polubił politykę zagraniczną. W związku z tym będzie jeździł po świecie na zaproszenie innych prezydentów i prowadził własną dyplomację. Oj, to będzie bardzo ciekawe… Inna pogłoska, jeszcze sprzed świąt, dotyczy Sadosia, którego minister Fotyga chciała wysłać na ambasadora do OBWE w Wiedniu. To była bardzo zaawansowana operacja – dotychczasowy ambasador, zawodowy dyplomata, został odwołany, miał zakończyć misję po Nowym Roku, Sadoś został przez odchodzącą ekipę powołany, prezydent już podpisał nominację… I co? I coś się stało, bo ambasada w Wiedniu wstrzymała wysyłanie zaproszeń na przyjęcie pożegnalne ambasadora. I, ma się rozumieć, samo przyjęcie odsunęło się w czasie. W sumie widać w tym dość prostą operację – ambasador otrzymał claris, w którym zakomunikowano mu, że decyzją ministra spraw zagranicznych anulowana została decyzja XY (czyli ta o jego odwołaniu, podpisana przez minister Fotygę), i tyle. Takie przypadki w MSZ już się zdarzały, że ambasador był odwoływany, a potem odwoływano odwołanie. W czasach obecnych rekordzistą tego typu procedur jest ambasador w New Delhi, Krzysztof Majka, który odwoływany był bodajże trzykrotnie. W ten więc prosty sposób zablokowany został Andrzej Sadoś, bo nie można objąć placówki jako ambasador, gdy poprzednik urzęduje. W ten prosty sposób, a jednocześnie intrygujący – bo natychmiast zaczęto się zastanawiać, co będzie, gdy prezydent (on zgodnie z konstytucją mianuje i odwołuje ambasadorów) nie będzie z tą decyzją się zgadzał? I rozpocznie własne działania? Panie prezydencie, nie warto. Tak jak w Ameryce opowiada się dowcipy o Polakach, a we Francji o Belgach, tak w MSZ zaczynają opowiadać anegdoty o Sadosiu. Na przykład tę, jak pojechał do Kanady. Zaraz potem „Rzeczpospolita” podała, że Kanadyjczycy chcą, by wizy dla Polaków zostały zniesione jeszcze w pierwszej połowie 2008 r. „- Rozmawiałem o wizach z ministrem ds. wielokulturowości. Rezultaty tych rozmów oceniam z ostrożnym optymizmem – mówi ťRzŤ Andrzej Sadoś”, czytamy w gazecie. „- To spekulacje. Osoba, z którą rozmawiał minister Sadoś, nie jest ministrem ds. obywatelstwa i imigracji, nie miała uprawnień do wygłaszania stwierdzeń na temat wiz – stwierdziła Catherine Bailey z ambasady Kanady w Warszawie”. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint