Jeżeli ktoś mówi, że polscy urzędnicy są mało skuteczni i brakuje im fantazji, to nie wie, co mówi. Tego mają co niemiara, co ilustruje list napisany przez pewnego Chińczyka, który chciał studiować w Polsce, ale trafił na naszego konsula w Szanghaju, Jerzego Bayera. List pokazują sobie ludzie w MSZ, jest to opis peregrynacji niejakiego Li Jiana z miasta Xuzhou, położonego 800 km od Szanghaju, który postanowił studiować w Polsce i wpłacił 3,2 tys. dol. na konto Międzynarodowego Uniwersytetu Łódzkiego. Po czym pojechał po wizę do naszej placówki w Pekinie. Stamtąd odesłano go do Szanghaju, z informacją, jakie dokumenty ma przygotować. Po ich skompletowaniu przyjechał do Szanghaju. „W konsulacie pracująca tam urzędniczka – pisze Li – postawiła wymóg: ubiegając się o wizę studencką w Polsce, należy przedstawić raport z ocenami z trzech lat nauki w gimnazjum! Poza tym stwierdziła, że przygotowanych wcześniej zgodnie z wymogami Ambasady Polskiej w Pekinie dokumentów Konsulat Polski w Szanghaju nie potrzebuje”. Li wrócił do Xuzhou, by dostać wypis ze wszystkich świadectw gimnazjalnych. Po tygodniu przyjechał do Szanghaju. „Podczas wręczania wypisu – pisze Li – pracująca w konsulacie Chinka poprosiła mnie, bym poczekał. Po dwóch godzinach poinformowała mnie, że polski konsul życzy sobie, abym przyjechał za dwa tygodnie! Kiedy spytałem dlaczego, odpowiedziała: nie pytaj czemu! Dwa tygodnie później po raz trzeci przybyłem do konsulatu. Tym razem chińska urzędniczka poprosiła o zapłacenie 240 yuanów (1 dolar USA – ok. 8,3 juanów) opłaty za wizę. Po zapłaceniu poinformowała mnie, iż polski konsul życzy sobie, abym za dwa tygodnie zadzwonił do konsulatu spytać o rezultat starań”. Ale już na drugi dzień urzędniczka zadzwoniła do Li, stawiając nowe wymagania: wypis ze świadectwa gimnazjalnego musi zostać zatwierdzony notarialnie przez biuro edukacji w Xuzhou, a następnie… ma być przetłumaczony na język polski. „Dzięki pomocy przyjaciół z Polski, którzy znaleźli tłumacza przysięgłego, udało się przetłumaczyć wypis ze świadectwa gimnazjalnego – pisze Li. – Polski tłumacz na każdej przetłumaczonej stronie postawił swoją pieczątkę. Odbierając przetłumaczony wypis świadectwa, ponownie otrzymałem potwierdzenie z biura notarialnego. (Po miesiącu) po raz czwarty wsiadłem do pociągu Xuzhou-Szanghaj”. Niepotrzebnie, bo urzędniczka powiedziała, że konsul jest nieobecny. Gdy Li przyjechał do konsulatu po raz piąty, urzędniczka powiedziała mu, iż konsul uważa, iż wypis ze świadectwa gimnazjalnego, przetłumaczony na polski, nie powinien był zawierać pieczątek z chińskiego biura notarialnego, iż jest zgodny z oryginałem, ponieważ chiński notariusz nie może znać języka polskiego. Trzeba więc wrócić do Xuzhou i przygotować ponownie dokument, bez tego zdania. Po tygodniu po raz szósty, z poprawionymi dokumentami, Li zgłosił się do konsulatu. A tam usłyszał, że „potwierdzony notarialnie wypis świadectwa, ogółem trzy strony, wymaga potwierdzenia konsula, a każda strona kosztuje 290 juanów. Poza tym przetłumaczony na polski wypis ze świadectwa gimnazjalnego również wymaga potwierdzenia przez konsula, za każdą stronę 180 juanów. Wypis ma 24 strony, tak więc opłata wyniesie 4320 juanów”. Li zapłacił część pieniędzy, wrócił do domu i zaczął się zastanawiać, czy jeżeli za wszystko zapłaci, tak jak chce konsul, i po raz siódmy przyjedzie do Szanghaju, otrzyma wizę. Zadzwonił więc do konsulatu. I w odpowiedzi usłyszał: „Pan konsul też nie wie, czy da ci wizę, czy nie”. Lada moment obecnego konsula w Szanghaju zastąpi Sylwester Szafarz. Ciekawe, czy będzie równie pomysłowy? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint