To anegdota z brodą do pasa: czym różni się ambasador angielski od radzieckiego? Ambasador angielski, jak chce wyjść z przyjęcia, to nikomu nic nie mówi, tylko wychodzi. A ambasador radziecki odwrotnie… No więc coś takiego zaczyna się dziać z polską dyplomacją. A ryba psuje się od głowy – w MSZ ktoś już wyliczył, gdy minister Meller zapowiedział, że poda się do dymisji, gdy wicepremierem zostanie Andrzej Lepper, iż jest to już jego piąta bodajże zapowiedź odejścia. A przecież takim hamletyzowaniem pozycji sobie nie buduje. Wyjdzie, nie wyjdzie? Inny przykład: mieliśmy na przełomie grudnia i stycznia wielką falę odwołań ambasadorów, do kraju cofani też byli inni dyplomaci. Och, jakież przy tym były komentarze, że się wietrzy, że się czyści, jakież śmieszne rzeczy opowiadał wówczas rzecznik MSZ, jakaż to nowa jakość i nowa siła miała się z tych czystek narodzić… Dziś widać jak na dłoni, że nic przemyślanego za tym się nie kryło, po prostu paru frustratów chciało się odegrać. I co mamy? Wrócił już na przykład do kraju Andrzej Załucki, który był paromiesięcznym ambasadorem w Czechach. Miał nietypowe ambasadorowanie – bo w tym czasie były w Pradze trzy wizyty na najwyższym szczeblu, a jemu za każdym razem polecano, by w tym czasie siedział zamknięty w rezydencji i broń Boże się nie pokazywał. Nie widać w tym głębszej myśli poza chęcią wykonania pustego gestu i dokuczenia, bo Załucki jest już w Warszawie, a w Pradze nowego ambasadora nie ma. I ciekawe, jak długo… Z przytupem wyczyszczono placówkę w Kopenhadze, odwołując ambasadora i jego zastępcę. I cóż – teraz w trybie pilnym polecono, by na stanowisko zastępcy ambasadora pojechał człowiek, który na poprzedniej placówce był pracownikiem administracyjnym. A teraz będzie od kontaktów politycznych. Znaczy się, ławka potencjalnych następców nieprawomyślnych dyplomatów jest nie tyle krótka, ile raczej jej nie ma… Fala zadęcia i dobrego samopoczucia rozlewa się zresztą szerzej. Po wyborach na Białorusi (chyba nikogo nie zaskoczył ich wynik i przebieg?) Unia Europejska ogłosiła listę przedstawicieli reżimu, którzy nie będą dostawać wiz do państw UE. Znalazło się na niej 31 nazwisk. A co jeszcze parę dni wcześniej mówił polski premier? Że my mamy własną listę, i liczba nazwisk na niej widniejąca idzie w setki. Podobnie egzaltowane opowieści słyszeliśmy przy okazji uwięzienia (i zwolnienia) przez władze białoruskie Mariusza Maszkiewicza, byłego ambasadora RP w Mińsku. Wiele opowiadano na ten temat, ale trochę obok rzeczywistych faktów. A fakt jest taki, że bardzo znaczącą rolę w jego uwolnieniu odegrał ambasador Białorusi w Warszawie. W czasie kryzysu pojechał do Mińska na konsultacje, i odbył kilka ważnych rozmów, m.in. w swoim MSZ. I to on namawiał do wypuszczenia Maszkiewicza, i w ogóle do polityki dobrych gestów wobec Polski. Czyli zaprezentował zupełnie inną koncepcję niż szef białoruskiego KGB. I wygrał. Warto o tym wiedzieć, zwłaszcza jeśli chce się uprawiać dyplomację, a nie pohukiwanie. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint