Zebrało się kilku urzędników MSZ na korytarzu i podśmiewywało z władzy. A konkretnie z tego, że czyszcząc MSZ, opowiada, że chodzi jej o to, żeby nie było w dyplomacji różnych gości ze służb specjalnych, żeby z tym skończyć. Śmiało się, bo co innego ta władza mówi, a co innego robi. Weźmy pierwszy z brzegu przykład – trwa proceder eliminowania ludzi z MSZ poprzez wycofanie im certyfikatu dostępu do informacji niejawnych. To jest robione tak: ktoś certyfikat ma przez wiele lat i nagle, ciach, traci go. A jak bez niego pracować w MSZ? Czytając gazety? Ten certyfikat wydają służby specjalne. One więc decydują o polityce kadrowej, o tym, kto może być w MSZ, a kto nie. Przykład drugi – mamy w MSZ ludzi na eksponowanych stanowiskach, którzy przyszli tu ze służb specjalnych, np. z UOP. I nawet jeśli nie ciągną za sobą więzów podległości, wywodzących się z tamtych instytucji (jak to sprawdzić?), to na pewno wnoszą do dyplomacji więzy towarzyskie z ludźmi z pobliskiego gmachu, no i przede wszystkim sposób myślenia. Nie tak dawno pożegnał się z centralą MSZ dyrektor Biura Kadr, Andrzej Papierz, i wyjechał na stanowisko ambasadora RP w Bułgarii. Papierz swą karierę zaczynał w Lidze Republikańskiej i w UOP, według niektórych wersji to on przekazał Jarosławowi Kaczyńskiemu słynną instrukcję 0015. No i teraz pan ambasador Papierz, którego pasją było grzebanie w teczkach personalnych, na pożegnanie wysłał pracownikom MSZ list. Oto jego fragment: „Szanowni państwo, Dziękuję każdemu z was za ponad rok współpracy. Problemy, które przyszło mi rozwiązywać, były często nielekkie, a interesy stron rozbieżne. Ale cóż jest warte życie bez wyzwań? Jeżeli kogoś uraziłem, mogę tylko z serca przeprosić. Ale dla pewnej kategorii osób, wcale nie tak nielicznej, pobłażania i zrozumienia starałem się nie mieć”. Drodzy państwo, czy prawdziwy dyplomata napisałby kiedykolwiek tak zupacki tekst? Innym przykładem człowieka z bezpieczeństwa, który przyszedł do MSZ, i to na stanowisko wymagające szczególnej delikatności jest Adam Bernatowicz, którego skierowano na stanowisko konsula w Grodnie. Bernatowicz to socjolog po KUL, który w roku 1990 podjął pracę w MSW. Zajmował się tam sprawami migracji i uchodźstwa. W latach 1996-1997 pracował w Grupie Doradztwa Strategicznego w spółce z o.o. na stanowisku dyrektora ds. analiz. A w roku 1997 r. został zastępcą dyrektora, a potem dyrektorem Gabinetu Szefa UOP. Jako oficjalny funkcjonariusz UOP. W roku 1998 został doradcą dyrektora generalnego Poczty Polskiej ds. bezpieczeństwa. A od roku 2000 był pełnomocnikiem ds. ochrony informacji niejawnych IPN. Rok temu wrócił do Poczty Polskiej. Przepraszam, czy to jest życiorys dyplomaty? Czy raczej siłowszczyka? O tym zresztą rozmawiali w Sejmie posłowie, nie ukrywając swych obaw, czy posłanie człowieka z taką drogą życiową, który nigdy nie pracował w MSZ, nie sparaliżuje pracy konsulatu w Grodnie. O to go pytali. Więc on odpowiedział im prostym językiem: „Nie chcę ukrywać, że dysponuję kwalifikacjami i doświadczeniami, jak funkcjonować w trudnym, gęstym otoczeniu i prowadzić działalność w warunkach obcego państwa, w otoczeniu nie do końca przyjaznym, w otoczeniu obcych służb i umieć się w takich warunkach poruszać”. Jezus Maria!!! Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint