Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Uważni czytelnicy zwrócili nam uwagę, że przechodząc al. Szucha, furkotu już się nie słyszy. A to z tego powodu, że dyrektor generalny, Krzysztof Jakubowski, wziął dwa tygodnie urlopu i pojechał do Genewy. W jakim celu? Rzecz oczywista, nie na zakupy. Jakubowski był przez sześć lat ambasadorem RP przy genewskim biurze ONZ, uparcie starał się (aczkolwiek bez sukcesów), o posadę w ONZ, więc pewnie teraz pojechał dopinać do końca sprawy, bo po raz kolejny kandyduje na ważne stanowisko w Genewie. Ha! Niech dopina, bo z tymi Indiami może mu nie wyjść… Furkotu w al. Szucha nie słychać także dlatego, że gmach MSZ pustoszeje z dnia na dzień. Wyjechał już wiceminister Andrzej Załucki do Pragi. Przed wyjazdem zastanawiał się, jak długo będzie tam ambasadorem… Pół roku? Rok? A może jakoś przetrwa całą kadencję? Wyjechał też Piotr Świtalski do Strasburga. Będzie tam ambasadorem przy Radzie Europy. On powinien dotrwać całą kadencję, aczkolwiek wszystko jest możliwe – zwłaszcza po tym, jak premier Marcinkiewicz zapowiedział, że będzie tępił absolwentów MGIMO. Oj, dobry panie, może premier Marcinkiewicz dowiedziałby się wcześniej czym jest MGIMO, czyli Moskiewski Państwowy Instytutu Stosunków Międzynarodowych? „To jest uczelnia, która również w czasach radzieckich oferowała przyzwoity poziom przygotowania zawodowego, nie tylko językowego. Dzisiaj Moskiewski Instytut Spraw Międzynarodowych to nie tylko uczelnia, która przygotowuje specjalistów na wysokim poziomie w zakresie sześćdziesięciu kilku języków nowożytnych, ale także oficjalny partner Unii Europejskiej. Tam będzie tworzone Kolegium Europejskie, opłacane również za nasze pieniądze. O miejsca na tej uczelni zabiegają nasi najbliżsi sojusznicy, w tym Amerykanie. Myślę, że tak trzeba patrzeć na tę uczelnię”, mówił Świtalski w Sejmie, gdy wypominano mu moskiewskie studia. Przypominał też, że dzięki temu, łatwiej jest mu rozszyfrować negocjatorów z Rosji czy Ukrainy… A rzecz to w Unii Europejskiej warta wielkich pieniędzy. Ale, jak widać, było to wołanie na puszczy. Takich czasów dożyliśmy, że partyjne oddanie liczy się bardziej niż wykształcenie i wiedza… Wnioski z tego wołania na puszczy wyciągnął już wcześniej Jan Truszczyński, który nie wyjechał na stanowisko ambasadora (a co ma być później szarpany przez jakichś gorliwych partyjnych aparatczyków?), tylko przechodzi do pracy do sektora bankowego. Więc wiele wskazuje na to, że nową władzę w MSZ powitają minister Rotfeld z wiceministrem Zaleskim. Przy czym ten pierwszy zaraz przejdzie do PISM. A drugi wróci na Uniwersytet Warszawski. I już. Natomiast giełdy, kto przyjdzie do MSZ, i kto będzie wiceministrem, nie warto relacjonować, bo to są już plotki i domysły, bardziej z kosmosu niż z rzeczywistości. Poczekajmy jeszcze trochę, to i tak samo przyjdzie. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 44/2005

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché