Na początek nadrabiamy zaległość – do grona wiceministrów dołączył Witold Waszczykowski. To jest osoba dobrze w MSZ znana, mająca opinię sympatyka ROP (była kiedyś taka partia), no i w takich mocno prawicowych klimatach funkcjonująca. Pisaliśmy o nim kilkakrotnie, gdy był zastępcą ambasadora RP przy NATO, Andrzeja Towpika. Wtedy to kopał dołki pod swoim szefem, wypominając mu PRL-owski rodowód. Że zaczynał pracę w dyplomacji – wielka to zbrodnia! – w czasach poprzedniego ustroju. Po kilku takich występach sami Amerykanie poprosili polski MSZ o wycofanie do Warszawy nadaktywnego urzędnika. Potem Waszczykowski trafił do Teheranu, gdzie był naszym ambasadorem. I toczył tam wojny z podległymi mu dyplomatami. Nie pozwalał urządzać przyjęć, korzystać z samochodu służbowego, przenosił im biura do sutereny. Odwoływał do kraju. Panisko. Teraz jest wiceministrem. Pewnie od problematyki bezpieczeństwa, bo trudno przypuszczać, by był od Azji. Poza tym, tytułem kronikarskiego obowiązku, podsekretarzami są: Rafał Wiśniewski (do tej pory zajmował się Węgrami i polityką kulturalną, przyjaźnił się z Radkiem Sikorskim, gdy ten był w MSZ wiceministrem, no i to zaprocentowało), Janusz Stańczyk (to człowiek, który negocjował konkordat, ten podpisany przez Hannę Suchocką; po takich negocjacjach do końca życia będzie w puchu), no i Stanisław Komorowski złośliwie (ale chyba celnie) określany tak: no, Stanisław Komorowski. To jest wydarzenie. Towarzyskie. W sumie, patrząc na ten skład, gołym okiem widać, że można było lepiej wybrać, jest w MSZ grupa sprawnych urzędników, sympatyzujących (to jest przecież w tym momencie istotne) z prawicą, którzy byliby lepsi. Dlaczego więc są ci, a nie inni? Krótko nad tym się w MSZ zastanawiano, bo szybko po korytarzach poszła następująca opowieść: minister Meller miał być indagowany w węższym gronie, dlaczego ma tak mało eksportowy skład zastępców. Tłumaczył się więc, że nie miał na to wpływu, że dostał ich w pakiecie. Ha! To któż ten pakiet mu wymyślił? Dodajmy, że w tym pakiecie był również nowy dyrektor generalny MSZ Jerzy Pomianowski. Jego poprzednik, Krzysztof Jakubowski, usunął się elegancko. Za tę gotowość do współpracy otrzymał obietnicę – pojedzie do Indii na ambasadora. Więc pozostaje mu jedynie otrzymać to, czego jeszcze parę dni temu nie miał – agrément władz indyjskich. Co ciekawe, nie tylko on czeka tak dziwnie długo na akceptację państwa przyjmującego. Otóż, agrément nie dostał jeszcze Jarosław Gugała, który wyznaczony został na stanowisko ambasadora na Kubie. To interesująca rzecz – czy zwłoka ta jest efektem przeciągającej się urzędniczej procedury, czy też świadomą grą… Bo jeśli chodzi o nasz MSZ, to zmiany zachodzą szybko. Oto Tomasz Lis jest już dyrektorem Departamentu Konsularnego i Polonii, a Paweł Dobrowolski jest nie tylko dyrektorem Departamentu Prasy i Informacji, ale i rzecznikiem MSZ. Kto jeszcze z dobrych znajomych powróci? Jest jeszcze parę wakatów, więc poczekajmy… Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint