Lepiej późno niż wcale. Ambasador Tadeusz Pawlak wrócił na Białoruś. No i teraz mamy (w Polsce) wielki z tego powodu szum. Prawicowi politycy nazywają to kapitulacją. Bo przecież Pawlak został odwołany na konsultacje do Warszawy po tym, jak prezydent Łukaszenka zaczął pacyfikować Związek Polaków na Białorusi, wyrzucając ówczesny jego zarząd. No i wyrzucił, pacyfikacja trwa. Więc czy ustał powód, dla którego ambasador był w Warszawie, a nie w Mińsku? No, nie ustał, kampania wyborcza w Polsce trwa… A teraz jeszcze raz poukładajmy fakty. Gdy ambasador Pawlak wracał do Warszawy, były jego zastępca, Marek Bućko (dziś zatrudniony w biurze Prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego) komentował to jako błąd. Teraz mówi, że błędem jest powrót Pawlaka do Mińska. To który Bućko miał rację? My uważamy, że… żaden. Przyjazd Pawlaka na konsultacje do Warszawy był sygnałem, że Polska nie zgadza się na to, by związek był marionetką w rękach władz. No i że nie zgadza się, by reżim Łukaszenki robił z Polaków i Polski dyżurnego wroga Białorusi. Co w Mińsku odczytano i szybko po przyjeździe Pawlaka do Warszawy rozpoczęły się polsko-białoruskie rozmowy. M.in. zaangażowany w nie był Jerzy Bahr, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wcześniej ambasador na Ukrainie i Litwie, a jeszcze wcześniej dyrektor Departamentu Europy Wschodniej w MSZ. Bahr spotykał się ze swoim białoruskim odpowiednikiem w Kijowie, tam prowadzono rozmowy. Rozmawiano też poprzez kanały MSZ. Pewne efekty to przyniosło. Oficjalne media przestały przedstawiać Polaków jako głównych wrogów. Był też pomysł na rozwiązanie sytuacji Związku Polaków. Zakładał zastąpienie dwóch zantagonizowanych szefów, czyli Kruczkowskiego i Andżeliki Borys, osobą trzecią, neutralną, wywodząca się ze środowisk akademickich. Ale tego rozwiązania nie przyjęła strona polska – bo trwała właśnie kampania wyborcza, a Donald Tusk obwoził panią Borys po Polsce i Europie. Mieliśmy więc pat, Pawlak siedział w Warszawie, placówka w Mińsku pracowała na ćwierć gwizdka, zamiast być wiodącą ambasadą Unii Europejskiej. W końcu nasze MSZ poszło po rozum do głowy – i ambasador na Białoruś wrócił. Czy oznacza to, że przyznaliśmy się do porażki w walce o Związek Polaków na Białorusi? Teoretycznie tak, sęk w tym, że od samego początku nie było szans na pełne zwycięstwo. Manifestacyjny wyjazd ambasadora do Warszawy otworzył drogę do negocjacji, ale chyba nikt w MSZ nie przewidział, że kampania wyborcza w Polsce je zablokuje. Teraz więc trzeba ratować, co się da. Ambasadorowi Pawlakowi (a także jego przyszłemu następcy) życzymy więc, żeby w gronie unijnych ambasadorów błyszczał wiedzą i rozeznaniem. No i życzymy powrotu do aktywności, przynajmniej takiej, jaką wykazuje ambasador USA, który jeździ po Białorusi jak natchniony i jest niemal na każdej imprezie. MSZ życzymy wolności od głupich rad mało lotnych polityków. A Andżelice Borys, twardej i odważnej kobiecie, by Donald Tusk spełnił to, co jej naobiecywał. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint