Na naszych oczach zanikła kolejna dobra tradycja III RP. Tą tradycją była coroczna debata o polityce zagranicznej, którą przeprowadzano w Sejmie. Najpierw kierunki polityki zagranicznej prezentował szef MSZ na posiedzeniu rządu, tam je zatwierdzano, potem była debata w Sejmie. To wszystko działo się na początku roku i nie bez powodu. Bo później, po debacie, w MSZ opracowywano dokument o kierunkach i celach polskiej polityki zagranicznej, który później rozsyłano do placówek. A placówki na jego podstawie opracowywały plan pracy na rok bieżący, który przysyłały do MSZ, do zatwierdzenia. Wobec takiej procedury ważne było, by debata w Sejmie odbyła się na początku roku. Bo, co prawda jeśli chodzi o najważniejsze placówki, to centrala utrzymuje z nimi stałą łączność, ale przecież jest jeszcze grupa ambasad mniejszych, w państwach Ameryki Łacińskiej na przykład, do których kurier z pocztą dyplomatyczną zagląda raz na dwa miesiące czy raz na kwartał. Więc policzmy – wyobraźmy sobie, że minister Fotyga zostanie przymuszona do debaty nad polityką zagraniczną na przykład w maju. Wówczas niektóre placówki przyślą plan pracy na rok 2007 we wrześniu… Ale nie mamy o czym dywagować, bo nasza minister ten problem już rozwiązała. I centrala wysłała do placówek clarisem informację, że to same placówki mają opracować plan pracy, a następnie przesłać go do centrali. A centrala włączy to do dokumentu ogólnego. Czyli placówki w ten sposób, używając modnego dziś języka służb specjalnych, zadaniować się mają same. Oto kolejny, obok pokrzykiwań, że prowadzimy asertywną politykę zagraniczną, wkład minister Fotygi do historii polskiej służby zagranicznej. A propos pani minister, plotkuje się mocno w MSZ, że te pogłoski, jakoby miała odejść, nie były tak całkiem z sufitu. To była pewna intryga kręcona przez dwóch wpływowych europosłów PiS, młodych wiekiem. Otóż lansowali oni (trudno uwierzyć w to szaleństwo, ale tak powtarzają poważni ludzie) Bronisława Wildsteina na stanowisko szefa MSZ. Pasywną Fotygę miał zamienić energiczny były prezes TVP. Ale na to nie zgodził się prezydent Kaczyński. Więc w drugim rzucie europosłowie lansowali Wildsteina na ambasadora w Paryżu. I znowu klapa. Widać więc, że w pałacu jest jeszcze trochę instynktu samozachowawczego. Ale nie przesadzajmy z tymi zachwytami. Bo w sprawach i strategicznych, i drobnych, mamy gafy. Taką gafą była wizyta prezydenta w Kazachstanie, kompletnie nieudana. A zapowiadano, że przywiezie ropę. A teraz, na zakończenie, o drobnym bąku – niedawno wizytę w Polsce składała pani prezydent Szwajcarii. Jak każe dyplomatyczny zwyczaj, na ten czas przyleciał do Polski ambasador RP w Szwajcarii, Janusz Niesyto, by uczestniczyć w wizycie. Tak miało być, miał już wyznaczone swoje miejsce przy stole i w kawalkadzie samochodów. Ale na dzień przed wizytą poinformowano go, żeby poszedł na sobie na urlop. Oto elegancja IV RP. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint