I jak po Nowym Roku? Mamy kolejne zmiany. Już Paweł Dobrowolski urzęduje jako dyrektor Departamentu Systemu Informacji. Miesiącami szwendał się po MSZ, urzędował na korytarzu, to była kara, że śmiał zamieścić w przeglądzie prasy zagranicznej ów artykulik z „tageszeitung” o prezydencie-kartoflu. A teraz – znów jest dyrektorem. Nowego szefa ma Departament Polityki Wschodniej. Ten szef to Jarosław Bratkiewicz, też osoba w MSZ znana. Bratkiewicz zastąpił Wojciecha Zajączkowskiego, który odszedł z ministerstwa na własną prośbę, zdaje się, że do biznesu. Zajączkowski to pechowiec. Tak się złożyło, że kilka lat temu pracował w ambasadzie RP w Moskwie, i był w grupie tych dyplomatów, których Rosjanie wydalili, tytułem retorsji, oskarżając ich o szpiegostwo. Szpiegiem został więc z kapelusza, ale to zahamowało mu karierę – bo nie może jeździć do Rosji, a i do niektórych państw obszaru poradzieckiego wstęp ma utrudniony. Więc cóż z tego, że był dobrym dyrektorem departamentu, skoro zawodowo niepełnosprawnym? Z Departamentem Europy pożegnał się też Jerzy Chmielewski. A na jego miejsce przyszedł kolejny weteran – Jerzy Margański. Klucz powrotów jest więc dość prosty. MSZ kieruje de facto ta sama ekipa, która była przy Mellerze, ten słynny pluton egzekucyjny. A jak pluton spisuje się w dzisiejszych czasach? Już w MSZ nie pracuje pan Andrzej Rostkowski, mąż niedawnej minister z PiS – Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Był zastępcą Agnieszki Wielowieyskiej w Departamencie Promocji, opowiadano, że to on ją zastąpi, a proszę – jego nie ma, a ona jest. Trwa też siłowanie się o Sadosia i Achmatowicza, których minister Fotyga wyznaczyła na ambasadorów do Wiednia (OBWE) i Meksyku. Z Achmatowiczem sprawa chyba już jest jasna – Kancelaria Prezydenta przyznała, że prezydent nie złożył podpisu pod jego nominacją. Więc jego wyjazd zostanie zablokowany. A Sadoś? On ma nominację w kieszeni. Więc możemy tu być świadkami bardzo ciekawej przepychanki. Minister może bowiem dość skutecznie zniechęcać niechcianego ambasadora. Może go, po pierwsze, nie wysyłać, tylko trzymać w Warszawie. Tak właśnie chyba jest, placówką przy OBWE kieruje dotychczasowy ambasador, ale już jako charge d’affaires (bo otrzymał odwołanie). Ale taki niechciany przez ministra ambasador, mając w kieszeni papier, teoretycznie może udać głuchego i wyjechać na placówkę. I zadzwonić do drzwi ambasady, i powiedzieć: dzień dobry, oto moja nominacja, obejmuję ten okręt. Wtedy minister może takiego ambasadora nękać. Może ogłosić światu, że mu nie ufa, co de facto uniemożliwi mu jakiekolwiek działanie. Może też go urlopować, ściągnąć do kraju. Ale te wszystkie działania fatalnie zostałyby odebrane przez państwo przyjmujące, po prostu jako gest nieprzyjazny. Takich rzeczy więc się nie robi. Minister może także niechcianego ambasadora zmiękczać subtelniej – dając mu najniższą pensję, obarczać trudnymi zadaniami, rozliczać… Jakkolwiek by patrzeć – w tej sprawie potrzebna jest zgoda prezydenta i premiera, bo inaczej to będzie kabaret, a nie dyplomacja. Bardzo ciekawe, jak ta zgoda zostanie zawarta i czyim kosztem… Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint