Śmialiśmy się tydzień temu z blackberry, z tych wszystkich przepisów i regulaminów, które fabrykują zatrudnieni w MSZ wojskowi. Powoli tworzy się nam cała biblioteka dzieł związanych z wdrażaniem tego gadżetu. Mamy zapisy w regulaminie pracy, mamy rozmaite, wieloszczeblowe szkolenia… Można wręcz odnieść wrażenie, że bez tego blackberry, zdaniem ministra, wszystko by w MSZ upadło. Może więc jedno zdanie przypomnienia: naprawdę, w dyplomacji XXI w. ważniejsza od odczytywania informacji jest umiejętność jej selekcji i interpretacji. A z tym, zdaje się, nie jest najlepiej. A szkoda – bo może wówczas mniej byłoby decyzji nietrafnych, jak chociażby ta o likwidacji konsulatu w Karaczi. Tak się bowiem nieszczęśliwie składa, że wraz z eskalowaniem konfliktu w Afganistanie zmniejszamy naszą obecność w tamtym regionie. Szkoda, bo dobrze byłoby, gdyby nasi dowódcy mieli wiarygodne informacje o przeciwnikach, i to nie tylko na poziomie operacyjnym, typu gdzie jest jaki oddział i w co jest uzbrojony, ale również politycznym. Nie tak dawno w Sejmie właśnie o Karaczi mówił min. Sikorski, no i były to słowa dość zdumiewające. Bo najpierw argumentował, że jest to miasto oddalone o 1,2 tys. km od miejsc działania talibów, a potem dodał, że jest bardzo niebezpieczne i że konsulat wykonywał znikomą liczbę czynności konsularnych. Hmmm… Czyżby więc minister sądził, że zadaniem tej placówki było wystawianie wiz? Mało przekonujący jest też argument, że to miejsce niebezpieczne. Bo, w sumie, te afgańskie bazy, w których są polscy żołnierze, są jeszcze bardziej niebezpieczne. Dlaczegóż więc ich minister nie chce zwijać? Poza tym zgodnie z logiką bezpiecznie-niebezpiecznie w zasadzie powinniśmy zamknąć z 30% polskich placówek… I zostawić sobie MSZ w Warszawie, Berlin, Brukselę i Paryż… Argument o tym, że jest daleko od talibów, też jest taki sobie, no chyba że minister zna miejsce, gdzie jest bliżej i bezpieczniej… Rzecz przecież polega na tym, że jeżeli Polska jest militarnie zaangażowana w Afganistanie, to i politycznie. Dlatego nie można spraw związanych z, nazwijmy to, ochroną polityczną i wspomaganiem informacyjnym lekceważyć lub wręcz z nich rezygnować. Chyba że za chwilę wycofamy się z Afganistanu i z regionu. To też jest możliwe. Bo w Sejmie min. Sikorski tak m.in. mówił o aktywności swego resortu: „Za mojej kadencji otworzyliśmy konsulat generalny w Manchesterze i Rejkiawiku. W tej chwili ustanawiamy konsulaty w Winnicy i w Sewastopolu. Ja uważam, że te cztery miejsca są ważniejsze dla polskich interesów i Polonii niż Karaczi czy Mongolia”. Ha! Szkoda, że nie wytłumaczył dalej, co miał na myśli. A przy okazji tych interesów warto napomknąć, że MSZ w ramach przygotowywania się do europejskiej prezydencji zdecydowało, że opracowana zostanie kampania propagandowa na ten czas, przeznaczona dla krajów Azji, Afryki i Ameryki Południowej. No, ciekawe, co tam zostanie wymyślone… Bo my mamy już jedną podpowiedź – mówmy im, że prezydencja to pół roku. I o Manchesterze, Winnicy i Sewastopolu. Attaché Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint