Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Mamy dowód na to, że polityka kadrowa w MSZ nie jest kształtowana ani przez ministra spraw zagranicznych, ani przez premiera czy prezydenta RP. Nic z tego. Tu, w Alei Szucha, najwięcej do powiedzenia ma UOP. Na potwierdzenie tej tezy mamy dowód koreański. A raczej dwa dowody. Pierwszy wiąże się z osobą Tadeusza Chomickiego, który wyjechał na stanowisko ambasadora RP w Seulu. Z Chomickim sprawa była kuriozalna, bo wprawdzie otrzymał namaszczenie ministra na ambasadora, ale później jego papiery utknęły w Kancelarii Prezydenta. Leżały tam chyba ponad pół roku, prezydent ich nie podpisywał, co jest wyraźnym gestem: Panowie, zaproponujcie kogoś innego. Panowie kogoś innego nie zaproponowali; prezydent, człowiek wielkiej łagodności, ustąpił. Wydawało się, że Chomickiemu nie pozostaje już nic innego, jak tylko pakowanie walizek. Ale skądże – do gry wkroczył nagle UOP, nie wydając mu, przez długie miesiące, certyfikatu dopuszczenia do tajemnic państwowych. Rzecz w pewnym momencie zaczęła wyglądać humorystycznie. Otóż Chomicki jest (był) dyrektorem Departamentu Polityki Eksportowej, czyli handlującego bronią. I oto okazało się nagle, że człowiek z definicji zajmujący się sprawami najbardziej tajnymi, i to od lat, jest niegodny zaufania. No, pozbawione to było logiki, więc UOP dał w końcu Chomickiemu dopuszczenie, tak żeby ten mógł wreszcie wyjechać. Podobny los spotkał Jana Rowińskiego, kandydata na ambasadora RP w Korei Północnej. Rowiński w dyplomacji pracuje od kilkudziesięciu lat, Daleki Wschód zna lepiej niż Polskę, był więc świetnym kandydatem, co przyznali wszyscy – od ministra, poprzez premiera do prezydenta. Był – bo i jemu UOP odmówił wydania dopuszczenia. Więc Rowiński do Phenianu nie pojedzie. Tam będzie podejrzany, chociaż na innych placówkach był OK. Logika w tym wszystkim jest jedna: UOP dostał do ręki instrument, który pozwala mu prowadzić w MSZ własną politykę kadrową. I jak to UOP – zaczyna przesadzać. I co będzie, jak natknie się na retorsje? PS Otrzymaliśmy kilka listów o nominacji Mirosława Łuczki na stanowisko zastępcy ambasadora w misji RP przy ONZ w Nowym Jorku. Łuczka – jak nas informują – niecały rok temu wrócił z placówki ze Strasburga i teraz wyjeżdża na następną. I nie ze względu na jakieś umiejętności, bo opinię ma marną, a pismo z jego nominacją nie uzyskało żadnej z czterech koniecznych paraf MSZ-etowskich dyrektorów. M.in. nie podpisali się na nim dyrektorzy departamentów zajmujących się sprawami ONZ. Mimo tych gestów minister Bartoszewski postawił na swoim. Dlaczego? Z listów, które otrzymaliśmy, wynika, że powód jest jeden: małżonka pana Łuczki pracuje w senackiej Komisji Spraw Zagranicznych senatora Romaszewskiego. Pracuje, nie pracuje. W każdym razie, wszystkie te zarzuty razem, i każdy z osobna, wyglądają mało ciekawie. I wystawiają kompromitujące świadectwo ministrowi Bartoszewskiemu. A może jest inaczej? Może listy o Łuczce to zwykła nieprawda? W takim razie prosimy o sprostowanie.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2001, 2001

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché