To jest w ogóle bardzo dziwna historia. Otóż kandydatem ministra Bartoszewskiego na stanowisko ambasadora RP w Jugosławii jest Tadeusz Diem, obecnie dyrektor generalny w MON. W sprawie Diema minister bardzo się starał, by przepchnąć tę kandydaturę. I teraz kilkadziesiąt osób zadaje sobie pytanie, dlaczego? Diem pracował już raz w MSZ – był ambasadorem RP w Kanadzie w czasach Skubiszewskiego. Niczym tam się nie wyróżnił, wręcz przeciwnie, w centrali MSZ (podobnie zresztą jak w Kanadzie) miał opinię ambasadora słabego. Ale skutecznego. Był taki moment, kiedy Diem miał wrócić do kraju z placówki, przyjechał nawet do Warszawy, by zacząć załatwiać sprawy związane z powrotem. I nagle buchnęła wieść, że ambasadorem w Kanadzie ma być Jerzy Jaskiernia. Szum był wielki, minister Rosati czym prędzej z pomysłu się wycofał, a Diemowi przedłużono ambasadorstwo o rok. Potem wrócił do kraju i gdy władzę przejęła koalicja AWS-UW, wylądował w Ministerstwie Obrony. Tam został dyrektorem generalnym. Diem radził sobie w MON dziwnie – nie błyszczał kompetencjami, za to z powodu intryg kadrowych i różnych pomysłów (typu: nie twórzmy branżowych kas chorych) bardzo szybko stał się jednym z najbardziej niepopularnych urzędników ministerstwa. Wytykano mu nie tylko niekompetencję, ale i próżność (najłatwiej było wkraść się w jego łaski, zwracając się do niego “panie ministrze”). Diem w MON zyskał mało zaszczytny przydomek “szkodnika” i wydawało się, że na tym zakończy się jego kariera w służbie państwowej. I proszę, co się stało – kilka ważnych fisz z MON i MSZ zaangażowało się (proszę, do czego dziś służy autorytet AWS), w wypchnięcie go na ambasadora w Belgradzie, czyli umożliwienie mu ewakuacji na placówkę trzy miesiące przed godziną zero. Oto pytania dnia: Czy Jugosławia już jest dla nas tak mało ważna, że decydujemy się wysłać tam “spadochroniarza” tylko po to, by mógł dobrze przeżyć najbliższe cztery lata? Czy Bałkany to taki raj, że decydujemy się na wysłanie tam osoby, która nigdy wcześniej tym regionem się nie zajmowała? W jakim kraju wreszcie człowiek może tak skakać z kwiatka na kwiatek: ambasador w Kanadzie, urzędnik w Ministerstwie Obrony, ambasador w Jugosławii? To jest oczywiście postępowanie niefrasobliwe i bardzo śmieszne. Taki środkowy PRL, w którym zasłużonemu towarzyszowi w ramach karuzeli kadrowej zawsze znajdowano jakieś ważne kierownicze stanowisko. Tylko na czym polegają zasługi Diema? I w gruncie rzeczy wystawia to złe świadectwo ministrowi Bartoszewskiemu, który, gdy po raz pierwszy kierował MSZ, skarżył się, że nie ma w tym ministerstwie dobrych kandydatów na ambasadorów i że kadry ministerialne to “siano”. Więc on musi tych brylantów szukać na zewnątrz. No, panowie, sześć lat minęło od tej wypowiedzi i co, wciąż macie siano? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint