Bronisław Geremek jako szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych przewyższył wszystkich swych poprzedników w III RP – żaden z nich nie potrafił załatwić dla pracowników MSZ takich podwyżek i premii (inna sprawa, jak to było dzielone, ale nie wybrzydzajmy), jakie załatwił on. Do tego dopilnował, by te pieniądze były kojarzone z nim, a nie z kimkolwiek innym. Tak było w piątek, 30 czerwca, ostatniego dnia urzędowania Geremka w MSZ, kiedy to wypłacano premie kwartalne. Oczywiście, można było je wypłacać w lipcu, ale tym razem mieliśmy przyspieszenie, wiadomo dlaczego. Tak więc w piątek, od rana, stała długa kolejka przed kasami na półpiętrze w MSZ-ecie, bo naród chciał przed weekendem wzmocnić się finansowo. Tłum czekał na odbiór gotówki. I nagle, gdzieś około 11.30, w MSZ pojawił się premier Jerzy Buzek z ustępującym szefem dyplomacji, Geremkiem, i z jego następcą – Władysławem Bartoszewskim. Na półpiętrze Buzek wpadł w tłum stojących urzędników. I zrozumiał, że wszyscy oni przyszli go powitać. Więc, ad hoc, wygłosił przemówienie: Dobrze, że państwo wyszliście na powitanie – mówił – bo ja przyszedłem, żeby przekazać MSZ nowemu ministrowi. I zaczął ściskać ręce tym, co byli najbliżej. Więc ci, co byli w środku, zaczęli bić mu brawo (na co grzecznie się kłaniał), a ci z tyłu pokładali się ze śmiechu. W końcu ktoś powiedział Buzkowi, że nikt na niego nie czekał, a ten tłum – to kolejka do kasy, a te wiwaty – to z nudów. Będziemy się starać, żeby w MSZ było więcej pieniędzy – zawołał więc premier i popędził dalej. Tam dalej, w sali kinowej, przedstawiał się kadrze MSZ Władysław Bartoszewski. Co ja mogę powiedzieć – deklarował – to, co różni mnie od Geremka, to liczba włosów na głowie. Przyszedłem tu na krótko, nic nie zmienię, proszę na to nie liczyć. Więc wiemy: Bartoszewski chce być kopią Geremka. I kontynuatorem jego polityki. Ciekawe czy bezkrytycznym, bo polityka ta miała i złe strony. Choćby takie, jak niedobre stosunki z Rosją (to przekłada się na stosunki gospodarcze). Co prawda, Geremek wciąż twierdził, że stosunki te są złe, bo taka jest polityka Moskwy, ale to jest tylko połowa prawdy. Te stosunki były również złe, bo do tego zmierzały, mimo oficjalnych deklaracji, działania polskiego rządu i MSZ-etu. Jest dobry przykład, ten dualizm ilustrujący. Otóż, jak wszyscy wiemy, przez wiele miesięcy w rękach czeczeńskich porywaczy pozostawały dwie Polki. Ostatecznie zostały one uwolnione przez oddział rosyjskich sił specjalnych. Podczas tej akcji zginęli rosyjscy żołnierze, młodzi chłopcy. Naturalnym gestem w takiej sytuacji są słowa podziękowania. Ambasada RP w Moskwie wnioskowała też, by tych żołnierzy, którzy uczestniczyli w akcji odbijania Polek, uhonorować odznaczeniami. Na co minister Geremek napisał na wniosku – odznaczenie byłoby zbytnią gorliwością. Pozostawmy to bez komentarza. Na szczęście, Kancelaria Prezydenta Kwaśniewskiego zignorowała opinię ministra i odznaczenia zostały nadane. Tę sprawę naprawiono. A ilu innych naprawić nie zdążono? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint