Parę osób zastanawiało się, czy Kazimierz Romański będzie lepszym ambasadorem w Kuwejcie od dotychczasowego, Wojciecha Bożka. Bardziej lubianym nie będzie – Bożek jest powściągliwy, łokcie trzyma przy sobie, ciekawe więc, jaką funkcję dostanie w centrali w Warszawie. Co do Romańskiego – jedzie na stanowisko ambasadora ze stanowiska p.o. dyrektora Biura Kadr i Szkoleń. Kiedyś to była pozycja! Personalny w MSZ! Układał listy wyjeżdżających na placówki, a nawet jeśli kazano mu kogoś wpisać, to dyskretnym ruchem, np. zmieniając zaszeregowanie, potrafił zamienić raj w piekło lub piekło w raj. Teraz rola dyrektora Biura Kadr jest mniejsza, sprowadza się do roli pomocnika dyrektora generalnego. Romański, obejmując ją w zeszłym roku, wiedział, że bierze to na chwilę, ponieważ latem 2005 r. pojedzie na placówkę. I jedzie – jako kolejny z grupy naszych arabistów. Tego języka nauczył się w Moskwie, w MGIMO, a potem szlifował na placówkach w Egipcie i Jemenie. Jest dobry w swym fachu, oczywiście nie tak dobry jak, dajmy na to, Jan Natkański czy Krzysztof Płomiński, ale jeszcze dwie, trzy placówki i może dobić do ich poziomu… ŕ propos poziomu. Parę tygodni temu sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych zaklepała kandydaturę Joanny Wroneckiej, szefowej Sekretariatu Ministra, na ambasadora w Maroku. Posłowie wszelkich politycznych orientacji prawili jej komplementy, przypominając czasy, gdy była ambasadorem w Egipcie (kiedy pracowała w Kairze, w tamtejszym korpusie dyplomatycznym była jedną z sześciu kobiet ambasadorów). I że mówi pięknym arabskim. W jej cieniu pozostał inny fachowiec, Jan Wieliński. Jego zatwierdzono na stanowisko ambasadora w Zimbabwe. Dodajmy, że do tej pory był w Harare ministrem pełnomocnym, ale w MSZ zdecydowano podnieść rangę placówki. Wiceminister Jakub Wolski, przedstawiając go w Sejmie, opowiadał, że wspaniale opiekuje się polskimi misjonarzami. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ Wieliński robi też w Afryce parę innych rzeczy. Co jest warte odnotowania, bo placówek w Czarnej Afryce mamy 14, w każdej z nich jest po dwóch pracowników merytorycznych (jedzie się z kimś na cztery lata do Afryki, to prawie jak w jednej celi…), a każda obsługuje po kilka państw. Wracając do Wielińskiego – to rzadkiej klasy specjalista od Czarnej Afryki, którą zajmuje się od 30 lat. Z tej racji otrzymał w MSZ sympatyczne przydomki, „Japa” i „Makumba”. Nie dość, że zna kontynent, to zna jeszcze języki. M.in. suahili. Znających ten język w MSZ było dwóch. Pierwszy to Eugeniusz Sawicki, którego wysłano na ambasadora do… Malezji. Drugim jest właśnie on. Oprócz Zimbabwe akredytowany będzie również w Zambii i Malawi. I tu zalecamy mu na zbliżające się czasy rozwagę – pamiętaj, Janku, w Malawi płaci się kwachami… Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Attaché