Pisaliśmy już parokrotnie, że pani Fotyga i jej przełożeni, mówiąc najprostszym językiem, szkodzą Polsce, zwlekając z powołaniem ambasadora przy Unii Europejskiej. To jest oczywiste, brak silnego szefa przedstawicielstwa, znanego i szanowanego przez unijny staff, mającego dobre kontakty, osłabia pozycję naszego kraju i to się da przeliczyć na miliony euro. Czy w Polsce nie ma odpowiedniego fachowca, który mógłby efektywnie pokierować ambasadą w Brukseli i skutecznie reprezentować nasze interesy w unijnych instytucjach? Znalazłoby się ich kilku, nie jest to duże grono. Sęk w tym, że żadna z tych osób nie jest związana z PiS. I to okazuje się decydującą przeszkodą. W związku z tym, w trybie awaryjnym, pani Fotyga wysłała do Brukseli Piotra Wojtczaka, który jeszcze nie zdążył na dobre usadowić się na fotelu dyrektora generalnego. Wojtczak, nowy zaciąg PiS, pojechał do Brukseli w dziwnym charakterze, bo jako radca-minister, czyli nie jako ambasador (na szczęście), tylko chargé d’affaires. Jeden strzał, a dwa pudła. Po pierwsze, czy osobę, która przyjechała na chwilę, na zasadzie strażaka, będą w Brukseli traktować poważnie? Po drugie, czy będą traktować poważnie osobę, która do tej pory odgrywała na placówce de facto rolę szefa protokołu? Przywoziła i odwoziła gości? A o tym, że Wojtczak brukselskiego wyjazdu nie traktuje jako czegoś dłuższego, świadczy jedna rzecz – zgłosił się do konkursu na dyrektora generalnego. Znaczy się, chce wrócić do kraju i tu trzymać rękę na pulsie. A powinien, bo w MSZ wykluwa się nowy układ sił. Na górze jest pani Fotyga, niemająca większego pojęcia o dyplomacji. Ale ten brak wiedzy staje się jej siłą – bo bez zahamowań jest gotowa przeprowadzić każdą decyzję kadrową. Czyli trzyma ludzi w strachu. Merytorycznie więc ministerstwo leży, co pewnie gryzie dwóch wiceministrów, Witolda Waszczykowskiego i Rafała Wiśniewskiego. Oni w tym gronie mają największą merytoryczną wiedzę, ale cóż z tego! Wiśniewski zajmuje się polityką kulturalną, czyli dziedziną traktowaną po macoszemu. A Waszczykowski gorzknieje. Do tej pory wydawało mu się, że jest człowiekiem PiS w MSZ, na tym budował swoje nadzieje. No i się okazało, że PiS poklepało go po plecach i poszło dalej. Bo w MSZ ma lepszych, bardziej godnych zaufania ludzi. Ci ludzie to wiceminister Paweł Kowal, który pracował z Lechem Kaczyńskim, gdy ten był jeszcze prezydentem Warszawy. Gdzie Waszczykowski może się z nim równać! A drugi człowiek to nowy dyrektor biura kadr – Andrzej Papierz. On z kolei jest wieloletnim współpracownikiem Mariusza Kamińskiego, obecnego szefa biura antykorupcyjnego. Znają się z działalności w Lidze Republikańskiej, z zadym. Potem Papierz, za Jerzego Buzka, został wicedyrektorem Centrum Informacyjnego Rządu. A potem, tuż przed wyborczą klęską AWS, wyjechał na stanowisko szefa Instytutu Polskiego w Sofii. Tam przezimował czas SLD. Teraz wrócił i usiadł na MSZ-etowskich teczkach personalnych. Razem z Kowalem nad nimi medytują. Znawcy dyplomacji. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint