Media pełne są informacji o tym, co będzie w Iraku po wojnie, jak będzie odbudowywany, jakie tam będą kontrakty. Ha! Wiadomo, że będą, ale dla kogo? Warto pamiętać, że podczas pierwszej wojny w Zatoce Polska również wspierała Amerykanów, również mówiło się o tym, że dostaniemy jakieś kontrakty na odbudowę Kuwejtu – no i nie dostaliśmy nic. To była kompletna klapa. A teraz? Jedno jest pewne, na początek nasza dyplomacja straci placówkę, na której dobrze się zarabiało. Bo na pewno Amerykanie otworzą swoją ambasadę w Bagdadzie, więc Sekcja Interesów USA w Iraku, którą kierowali polscy dyplomaci, przejdzie do historii. Ta sekcja działała w budynku ambasady USA, początkowo pracował tam jeden polski dyplomata (plus miejscowy personel pomocniczy), potem sekcja się rozrosła, polskich dyplomatów było już kilku. Dobrze tam zarabiali, kierownik sekcji otrzymywał 5 tys. dol. (i pochwały Departamentu Stanu), urzędował przy biurku amerykańskiej pani ambasador, w wygodnych pomieszczeniach. Teraz odchodzi to w przeszłość, polskie interesy będą się skupiać w naszej ambasadzie. Na razie w MSZ pracownicy zastanawiają się, czy teraz ambasada ta zostanie kadrowo wzmocniona, a zwłaszcza sekcja zajmująca się sprawami gospodarczymi. Na szczęście w naszej dyplomacji pracuje spora grupa bardzo dobrych arabistów. Dobrych, nawet jak na warunki międzynarodowe. Takim arabistą jest obecny ambasador RP w Bagdadzie (dziś przebywający w Polsce), Andrzej Biera, podobnie jego przełożony w centrali, dyrektor Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu, Jan Natkański, który poza tym, że zaliczył kilka placówek w państwach arabskich, także jako ambasador, jest byłym stypendystą Uniwersytetu Bagdadzkiego. Są też inni. Więc, jeśli chodzi o Irak, fachowców, których tam możemy wysłać, nie powinno zabraknąć. Ale czy pomieszczą się w budynku ambasady, w starej willi pamiętającej czasy kolonialne? Willi z przeszłością, bo jak twierdzą niektórzy, jeszcze przed II wojną światową, za czasów angielskich, mieścił się w niej luksusowy lupanar. Ale czy to prawda? Jeżeli tak, to w każdym razie nie jest to pierwszy budynek, w którym urzędują nasi dyplomaci, a który był kiedyś przybytkiem rozkoszy – w Paryżu kamienica, w której znajduje się nasze BRH, w luksusowej XVI dzielnicy, była przed I wojną wykwintnym domem schadzek. Wracając do ambasady w Bagdadzie – niektórzy twierdzą, że duch frywolności wciąż emanuje z jej ścian. Był taki moment, parę lat temu, gdy z placówki zupełnie niespodziewanie wróciła żona ambasadora. W centrali zastanawiano się, o co chodzi. A wkrótce potem okazało się, że ambasador wrócił z żoną szyfranta, szyfrant wrócił z żoną I sekretarza, a I sekretarz z miejscową pięknością. Panowie może nie pozamieniali się żonami, ale… Cóż, takie rzeczy też się w dyplomacji dzieją, w PRL-u robiono z tego wielkie afery, teraz jest to asumpt do wesołych opowieści w stołówce. Tak zmienia się świat. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint