MSZ jest takim resortem, który szturmują urzędnicy (i politycy) z innych miejsc. Ale są też chwile, że ludzie z MSZ idą do innych ważnych urzędów. Tak jest i teraz – właśnie niedawno Kancelarię Prezydenta i Kancelarię Premiera zasili dwaj MSZ-etowscy urzędnicy. Do prezydenta poszedł Wiesław Scholz, do niedawna ambasador w Wietnamie, który został zastępcą Zdzisława Rapackiego, dyrektora Biura Spraw Międzynarodowych. Z tym jego transferem sprawa jest dłuższa. Otóż jeszcze podczas narady ambasadorów w Warszawie, na przełomie czerwca i lipca, ustalono, że Scholz po powrocie z placówki w Hanoi przejdzie nie do MSZ, ale do Kancelarii Premiera, na zastępcę dyrektora Departamentu Spraw Zagranicznych, Władysława Sokołowskiego. No i cóż się okazało? Że Scholz ku zdumieniu kolegów z MSZ, owszem, wylądował w kancelarii, ale prezydenta. Wrócił z Wietnamu i zameldował się u Rapackiego. Ludzie w ministerstwie zastanawiają się nad tym manewrem i nad jego przebiegłością. Bo wiadomo, że z „dużego pałacu” będzie mu łatwiej wyjechać na placówkę albo wrócić do MSZ. Ludzie też zastanawiają się, kto do Kancelarii Prezydenta go ściągnął. Niektórzy sądzą, że to Andrzej Majkowski, który z Scholzem pracował w jednym departamencie w MSZ (Departamencie Azji, Afryki, Australii i Oceanii). Sęk tylko w tym, że ci, co pamiętają tamte lata, wielkiej przyjaźni obu panów nie zauważyli. Wiele ich różniło – jeden do MSZ trafił z ZMS, drugi w czasach Skubiszewskiego… A „mały pałac”? Zamiast Scholza wicedyrektorem Departamentu Spraw Zagranicznych został Jerzy Drożdż, osoba dobrze znana w MSZ, pracująca tam od dwudziestu paru lat. Drożdż to absolwent MGIMO, jest po kilku placówkach (Bruksela, Paryż), zna kilka języków. Ma opinię spokojnego, kompetentnego urzędnika. Dla niego również kancelaria będzie dobrym miejscem do startu na dobrą placówkę. Na jaką? To zobaczymy. W każdym razie logika wskazuje, że zanim Scholz i Drożdż wyjadą za granicę, wcześniej wyjadą ich dyrektorzy. A oni ich zastąpią. Więc ten etap wicedyrektorowania to etap wdrażania się do ważniejszych zadań. Ale, jak dowodzą fakty, na niezłą placówkę można wyjechać również ze stanowiska wicedyrektora departamentu. Właśnie mówi się w MSZ, że nowym ambasadorem w Pakistanie ma zostać Bogdan Marczewski, który jest dziś zastępcą Bogusława Majewskiego, dyrektora Departamentu Systemu Informacji. Co ciekawe, kilka lat temu ambasadorem RP w Pakistanie był ojciec Majewskiego… Marczewski to zawodowy dyplomata, skończył MGIMO, pracował w misji OBWE na Kaukazie, wcześniej był dyplomatą w Norwegii i konsulem w Kanadzie. Zna języki, zna pracę dyplomatyczną, praca w Pakistanie go nie zaskoczy. Jego wyjazd to kolejny sygnał, że minister Cimoszewicz w ambasadorskich nominacjach stawia na ludzi z MSZ. Wiadomo, MSZ to nie zakon, ludzie z zewnątrz też muszą tam przychodzić. Wszystko jednak zależy od proporcji. Na razie są one dobre. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint