Od czasu do czasu w spokojnym życiu naszych dyplomatów pojawiają się wystrzałowe wydarzenia. Dosłownie. Do dziś w MSZ opowiadana jest historia pierwszego sekretarza ambasady z Kijowa, Marka Palmowskiego, który zdenerwował się na swoją żonę. Już samo to zdanie u ludzi w MSZ budzi uśmiech na twarzy, bo Palmowskiego pamiętają jako osobę mocno flegmatyczną. Taki blondyn, ubrany zawsze na czarno, wolno mówiący, zajmujący się państwami nadbałtyckimi. Ale ponieważ Litwa, Łotwa i Estonia to dosyć wąska specjalizacja, zachęcano go, by spojrzał na rzeczywistość szerzej. Bez wielkich efektów. W końcu, trochę na siłę, wysłano go do Kijowa. Ku wielkiej rozpaczy ambasadora Ziółkowskiego, który próbował tę nominację zablokować. Nadaremnie. Palmowski pojechał zatem do Kijowa, co okazało się takim wstrząsem, że zaczął być nerwowy. To było latem, ze dwa miesiące temu. Pierwsza wersja głosi, że Palmowski zdenerwował się, więc wyciągnął pistolet i zaczął do swej połowicy strzelać. Nie trafił. Potem jakoś złość mu przeszła. Druga wersja opowiadana w MSZ brzmi trochę inaczej. Zdenerwował się nie na żonę, tylko na teściową, która przyjechała w odwiedziny. Przyjechała i nie chciała wyjechać, co nasz dyplomata uznał za próbę rozbijania jego rodzinnego stadła. Zaczął ją namawiać do wyjazdu, no i w trakcie tego namawiania teściowa rzuciła się na niego z nożem. W tym ataku wspomagała ją jej córka, a żona naszego bohatera. Ale on, mimo razów i siniaków, obezwładnił je i zamknął się w pokoju. Podczas tego obezwładniania wyciągnął broń. Czy strzelał, czy też „tylko” groził – tu wersje są rozbieżne. W każdym razie przestraszone kobiety zadzwoniły po pomoc do naszej ambasady. Nikt nie wiedział, co robić, ambasador na wszelki wypadek zawiadomił ukraińską milicję, ostatecznie Palmowski sam wyszedł z pokoju, gdy opanował nerwy. Tak czy inaczej zrobił się z tego niezły dyplomatyczny incydent. I to dwojakiego rodzaju. Bo, po pierwsze, nie grozi się żonie bronią i na pewno do niej się nie strzela. Zwłaszcza w sferach dyplomatyczno-konsularnych. Po drugie, okazało się, że nasz bohater nie miał pozwolenia na broń. To znaczy miał – ale w Polsce, natomiast na Ukrainie już nie, jakoś tę broń przemycił w dyplomatycznym bagażu. Zresztą szybko wynikły też dalsze cyrki, Palmowski zaczął się odgrażać, że ma inną broń, lepiej schowaną… Więc szybko ewakuowano go do kraju, teraz ma dyscyplinarkę, pewnie z wiadomym wynikiem. Chociaż… Otóż jest on członkiem służby cywilnej, zdał egzaminy. Po powrocie do kraju zapisał się też do MSZ-etowskiej „Solidarności”, gdzie przedstawił się jako człowiek od dwóch pokoleń walczący z komunizmem. Poza tym mówi, że jak zechce, to wyśle takie prądy, które zniszczą ambasadora Ziółkowskiego. A na potwierdzenie tego, że mówi poważnie, przedstawia dokument od psychiatry, w którym napisane jest, iż jest człowiekiem całkowicie poczytalnym. W każdym razie zwalnianie takiego urzędnika z MSZ będzie trwało gdzieś z rok. Ta władza raczej z tym nie zdąży. A następna? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint