„Notes Krystyny Gucewicz, czyli Fołtyn w śmietanie” to hołd dla ludzi i czasów, które minęły. To kolekcja gwiazd, sław, legend, panorama półwiecza polskiej kultury, dokumentowana piórem wspaniałej dziennikarki. Setki żartów, faktów, anegdot. Życie artystyczne i uczuciowe, mnóstwo przygód, zabawnych zdarzeń. Prawie 1200 nazwisk i 300 zdjęć z archiwum autorki.
– „Notes…” pisałam bez specjalnego zamysłu – mówi autorka – jak gdyby przypadkowo, notując przygody, zdarzenia, anegdoty, które składały się na mój dziennikarski los. Nagle okazało się, że w wyobraźni dzieje się jakiś niezwykły film, ożywają sytuacje, spektakle, ludzie, festiwale, wernisaże. Cały wielki, kolorowy świat kultury, któremu miałam szczęście przyglądać się w pracy dziennikarskiej i w którym dalej mam zaszczyt tworzyć.
– Szczęściem zawodu dziennikarza, recenzenta, krytyka sztuki jest to, że może dotknąć, poznać, a często i zaprzyjaźnić się z wybitnymi ludźmi swoich czasów. Miałam to szczęście, ten zaszczyt. Pisałam o artystach, którzy wyznaczali tory, tworzyli najwyższe regiony kultury w dziedzinie teatru, muzyki, tańca, filmu, estrady, sztuk plastycznych. Z perspektywy młodej osoby ci wielcy byli jeszcze więksi. Z dzisiejszej perspektywy – kiedy o wielu się już nie pamięta – muszą pozostać jak pomniki, jak kamienie milowe w sztuce. Dlatego o nich piszę. Dla pamięci, z powinności, żeby oddać hołd. To smutne – podkreśla Krystyna Gucewicz – że w wymiarze jednego, dwóch pokoleń potrafiliśmy zapomnieć o tych, którzy budowali pejzaż liczącej się w świecie polskiej kultury. Żaden czerwony dywan z dzisiejszą jednodniową gwiazdką nie przyćmi dorobku filarów polskiej sztuki, pięknych ludzi i wielkich artystów. Oni zostawili po sobie trwały ślad, a nie chwilową sensację.
– Kto nie pamięta Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej i jej cudownego dziecka – Mazowsza. Kto się nie uśmiechnie na wspomnienie o Janku Himilsbachu, cudownym aktorze naturszczyku i świetnym pisarzu. Kto nie pamięta serialu „Dom”, a to przecież jedno z dzieł Jerzego Janickiego, który nigdy nie wyprowadził się ze Lwowa, choć mieszkał w Warszawie. Proszę zerknąć na indeks, prawie 1200 nazwisk. Oczywiście, o wszystkich opowiadam z mojej perspektywy, to wszystko zdarzyło się naprawdę i niezależnie od mojego pogodnego charakteru okazuje się bardzo optymistyczną historią. Naszą historią, naszymi czasami, które niezależnie od politycznej opresji toczyły się jak zawsze, jak wszędzie. Niezależnie od ustroju ludzie rodzą się i umierają, kochają i pracują, a jeśli osiągają szczyty – tak jak to było w polskiej kulturze – należy im się szacunek, wdzięczność i pamięć. Historia to nie propaganda polityków, to życie zwykłych ludzi – przypomina dziennikarka.
– Wszystko co napisałam jest prawdą, wszystko można naocznie sprawdzić. To jest dopiero szczęście. Wydać książkę z taką furą zdjęć. „Notes…” zawiera ponad 300 fotografii, z reguły wcześniej nie publikowanych. To jest osobna opowieść, te zdjęcia czyta się jak nową książkę w książce. Bo też pokazane są, ułożone w nadzwyczajny sposób. Jestem szczęściarą! – dodaje autorka.
Więcej informacji o książce na stronie wydawcy.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy