Jest moda na wyszukiwanie ludzi, którzy znają się na Iraku. Więc podpowiadamy – drodzy decydenci, sięgnijcie do Stanisława Turbańskiego, byłego ambasadora w Bagdadzie, bez którego depesz najpewniej do Iraku nasze firmy w takiej liczbie by nie trafiły. Rzecz polegała na znajomości irackich spraw. Po przewrocie i zdobyciu władzy przez partię Baas Turbański jako jeden z pierwszych zorientował się, że nie jest to zwykły pucz, tylko że Baasiści są taką siłą, że trwale przejmą władzę. Napisał więc do Warszawy, by ich poważnie potraktować. Tak też się stało, Polska jako pierwszy kraj w Europie uznała nowe władze, zaprosiła je do Warszawy i pomogła wyjść z izolacji. A nowe władze odwzajemniły się tzw. dobrym klimatem dla naszych firm. Bo oczywiście, w takich sprawach główną rolę gra dobra cena, ale cóż po niej, jeśli nie ma odpowiedniego „klimatu”. Antymarksiści mają więc w osobie Turbańskiego znakomity przykład na rolę jednostki w historii, a historycy MSZ na rolę dobrej dyplomacji. Oczywiście, obok depesz ambasadora istniała centrala, która potrafiła je ocenić i docenić. I pchnąć dalej. A to nie zawsze się zdarzało. Bo bywało i tak, że nasz ambasador miał znakomite kontakty na samych szczytach, tylko że nic z tego nie wynikało. Klasycznym przykładem, z okresu głębokiego PRL-u, jest tu Franciszek Nowak, kiedyś ambasador w Mongolii. Nowak pojechał na ambasadora z układu partyjnego, był wcześniej dyrektorem gabinetu przewodniczącego Rady Państwa, Aleksandra Zawadzkiego. I w Ułan Bator dokonał praktycznego odkrycie. Otóż nie było tam jarzyn, bo Mongołowie ich nie sadzą. Za to kursują pociągi między Ułan Bator a Pekinem. Więc Nowak opracował metodę pozyskiwania deficytowego towaru – przynajmniej raz w miesiącu do Pekinu jechał kurier z pocztą dyplomatyczną. A ponieważ jechał z pocztą, należał mu się osobny przedział. A jak przedział, to wspaniała przestrzeń na deficytowe towary. Więc całe kupe zawalone było na trasie Pekin-Ułan Bator workami ziemniaków, cebuli i kapusty. W Pekinie tego towaru było w bród, w Mongolii nie. Mając takie specjały, Nowak mógł się czuć niemal jak król mongolskiej stolicy. Atrakcyjne rzeczy tym bardziej czyniły zeń osobę popularną. Zaprzyjaźnił się więc z państwem Cedenbałami, czyli ówczesnym I sekretarzem KC partii i jego żoną, Rosjanką. Bardzo wzruszające było pożegnanie Nowaków przez Cedenbałów, gdy ci kończyli misję i wracali do kraju. Jeszcze wiele miesięcy po ich wyjeździe pani Cedenbałowa ze wzruszeniem wspominała Nowaków, mówiąc, jacy to byli wspaniali i hojni ludzie. Którzy wyjeżdżając do Polski, zostawili im prawie całą skrzynkę coca-coli… Coca-cola coca-colą – już później żaden z ambasadorów nie miał takich kontaktów jak Nowak. Czego im brakowało? Energii, pomysłów? Bo chyba nie pustych przedziałów w pociągu do Pekinu… Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint