Coraz więcej krajów Ameryki Łacińskiej liberalizuje ustawodawstwo społeczne. Nareszcie 21 lutego na ulicach Bogoty i innych dużych miast Kolumbii zrobiło się zielono. Tysiące demonstrujących, głównie młodych kobiet, maszerowało szerokimi alejami postkolonialnych metropolii, wymachując zielonymi chustami w geście epokowego niemal triumfu. Kilka godzin wcześniej Sąd Najwyższy zdecydował o legalizacji aborcji aż do 24. tygodnia ciąży. W tradycyjnie konserwatywnym, patriarchalnym społeczeństwie, w którym co roku w podziemiu aborcyjnym przerywa się nawet 400 tys. ciąż, wyrok ten wywołał społeczne trzęsienie ziemi. Pasmo przemocy Żeby zrozumieć, jak wielka jest to zmiana, trzeba się przyjrzeć kolumbijskiemu punktowi wyjścia do dyskusji o aborcji. Do tej pory zabieg ten był legalny tylko w przypadku ciąży pochodzącej z gwałtu, poważnych wad płodu lub zagrożenia dla życia matki. Tyle teoria. Praktyka była zupełnie inna, znacznie gorsza dla kobiet. Gwałt jest w Kolumbii przestępstwem tyleż trudnym do udowodnienia, co społecznie powszechnym. Według prawdopodobnie i tak zaniżonych statystyk tamtejszej prokuratury generalnej w 2018 r. odnotowano 26 tys. przypadków gwałtu. 87% dotyczyło osób niepełnoletnich. Najczęściej ofiarami napaści seksualnych są dziewczynki w wieku od 10 do 14 lat, a więc na początku okresu dojrzewania. W 2019 r. ofiar w tej grupie wiekowej było ponad 9,3 tys. Do większości aktów przemocy dochodzi w rodzinach, sprawcami są bliscy: bracia, ojczymowie, często też biologiczni ojcowie. W dodatku Kolumbia jest krajem powszechnej przemocy i militaryzacji. Trwająca pół wieku wojna domowa z FARC, organizacją paramilitarną, która de facto kontrolowała przez długie dekady prawie jedną trzecią terytorium kraju, jak również nieustanne walki z kartelami narkotykowymi sprawiły, że kolumbijskie społeczeństwo zostało dosłownie zalane bronią. Swoje „zasługi” mieli w tym Amerykanie, którzy w ramach wdrożonego za kadencji George’a W. Busha tzw. planu dla Kolumbii dostarczali tamtejszym siłom zbrojnym niemal nieograniczone zasoby broni palnej. W efekcie przemoc stała się źródłem prawa i gwarantem władzy. Na czym najbardziej traciły kobiety. Tak jak w wielu innych krajach Ameryki Łacińskiej to one musiały udowodnić, że ciąża pochodzi z gwałtu. Jednak do tego potrzebny był sprawca. Oraz decyzja prokuratury, z reguły niechętnej ciężarnym. Brak przeprowadzonego śledztwa wykluczał możliwość przeprowadzenia aborcji. Zresztą jeszcze w 2006 r. aborcja była zakazana we wszystkich przypadkach. Gwałt, kazirodztwo czy przemoc kwalifikowały co najwyżej do obniżenia wyroku za jej przeprowadzenie. Najniższa kara wynosiła 16 miesięcy pozbawienia wolności. Najwyższa – cztery i pół roku, dla kobiety i każdej osoby, która uczestniczyła w procederze. Co więcej, bardzo często pod te paragrafy podciągano przypadki poronienia. Śledczy nie chcieli wierzyć kobietom, skazując je na więzienie, nawet jeśli ciążę straciły w wyniku wypadku czy problemów zdrowotnych. Długo wydawało się, że z tej spirali zła i przemocy po prostu nie ma wyjścia. Na tym tle doskonale widać, jak trudno było wywalczyć jakąkolwiek zmianę. I choć w kolumbijskim świecie aktywistycznym pojawiają się komentarze, że 24 tygodnie to wciąż za mało, a ostatecznym celem powinna być całkowita legalizacja aborcji, to lutowa decyzja Sądu Najwyższego jest krokiem milowym w tym kierunku. Nowe prawo zakłada, że do 24. tygodnia kobiety będą mogły usunąć ciążę bez podania jakiejkolwiek przyczyny. Później obowiązywać będą stare kryteria. To sukces również dlatego, że batalia sądowa trwała ponad dwa lata. Pozew został złożony jeszcze przed wybuchem pandemii, w lutym 2020 r. Pisać go pomagały organizacje pozarządowe z całego świata, w tym amerykańskie Center for Reproductive Rights, jedna z najbardziej znanych globalnie instytucji walczących o prawa kobiet. Komentując wyrok Sądu Najwyższego, reprezentująca centrum prawniczka Cristina Rosero podkreślała, że choć jest to zmiana mniejsza niż ta, o którą walczyła, i tak jest zmianą historyczną. Chilijska droga przez mękę Podobnej skali wydarzeniem była legalizacja małżeństw homoseksualnych w Chile w grudniu ub.r. Przypadek tego kraju w ogóle jest dość szczególny pod względem prawnego podejścia do zmian społecznych. Chile to państwo pełne sprzeczności – z jednej strony, w porównaniu z innymi na kontynencie, jest bez wątpienia relatywnie liberalne. Dozwolone prawnie są tu aborcje, rozwody (nie wszędzie w Ameryce Łacińskiej dostępne), a sądowy wniosek o zmianę płci w dowodzie
Tagi:
aborcja, Alberto Fernández, Ameryka Łacińska, Ameryka Południowa, Ameryka Środkowa, biopolityka, Bogota, Center for Reproductive Rights, Chile, Cristina Fernández de Kirchner, Cristina Rosero, FARC, feminizm, Gabriel Boric, George W. Bush, gwałt, Gwatemala, Honduras, Jorge Videla, kobiety, Kolumbia, Kościół katolicki, kościoły protestanckie, Kuba, Latynosi, Lewica, LGBT, liberalizm, Mauricio Macri, Máximo Kirchner, Michelle Bachelet, militaryzacja, Néstor Kirchner, prawa osób LGBT, przemoc, prześladowanie osób LGBT, przestępczość zorganizowana, Salwador, Sebastián Piñera, społeczeństwo, Urugwaj, ustawodawstwo społeczne